Nie wiem kiedy i jak dotarłam do domu. Pamiętam tylko wołanie Łukasza za mną. Nie wiem też, jakim cudem udało mi się biec w szpilkach. Tego dnia pobiłam wszystkie rekordy.
Siedziałam na łóżku i płakałam. Mój płacz usłyszała Wiki. Weszła do pokoju i usiadła obok mnie.
- Nie becz... To normalne.- pocieszała mnie
- Normalne?!- oburzyłam się- Całowałam się z facetem, którego ubóstwiam, a potem od niego uciekam i ty mówisz, że to normalne?!
Nie mogłam uwierzyć w to, co się zdarzyło. Przecież czuję coś do niego, więc dlaczego uciekłam? Trudno było to zrozumieć.
- Wiki... On mnie za to znienawidzi, zobaczysz.- jęczałam
- Głupia jesteś?- warknęła- Przecież on też za Tobą szaleje... Wszystko się ułoży.
- Niby kiedy? On już nie zadzwoni.- odparłam i schowałam głowę pod poduszkę
*********************************************************************************
Cały tydzień chodziłam struta. Myślałam o tym wydarzeniu. Nocami odtwarzałam każdą chwilę, szczególnie tą ucieczkę. Przez to nie wysypiałam się i przychodziłam na treningi zmęczona. W końcu, któregoś dnia trener zawołał mnie na rozmowę.
- Patrycja! Co się z Tobą do cholery dzieje?! Jesteś nieobecna!- krzyczał
- Przepraszam- wyjąkałam cicho
- Nie przepraszaj mnie, tylko zacznij myśleć! Sądziłem, że jesteś odpowiedzialna i rozsądna, ale widocznie myliłem się...-odrzekł
- Trenerze, obiecuję, że się poprawię! Daj mi szansę i nie skreślaj mnie!- błagałam
- Nie skreślam cię. Jesteś świetnym zawodnikiem, ale musisz się nauczyć oddzielać życie prywatne od zawodowego.
- Staram się...
- Wierzę. Ale dopóki nie uporasz się z problemami, nie będziesz w stanie przygotowywać się do meczy.- rzekł i odszedł
- Zostałam na trybunach sama. Myśli kłębiły mi się w głowie.
-" Już nawet trener zauważył, że coś jest nie tak!"- myślałam-" Muszę zadzwonić do Łukasza i wszystko mu wyjaśnić."
Wiem, krótki ten rozdział, ale w następnym będzie już lepiej :)
Jak myślicie, Łukasz będzie chciał słuchać wyjaśnień Patrycji, czy nie?
Komentujesz ---> Motywujesz mnie!
niedziela, 30 czerwca 2013
sobota, 29 czerwca 2013
Rozdział 18
Następnego dnia, tuż po treningu zadzwoniłam do Angie i wszystko jej opowiedziałam. Trochę się zdenerwowała, kiedy dowiedziała się o tym, że bez jej wiedzy dałam jej numer Mario. Na szczęście wybaczyła mi to, gdy go jej opisałam. Zdawała się być zachwycona.
- Będę czekać z niecierpliwością na jego telefon - rzekła z przejęciem
- Nie nakręcaj się tak. Najpierw musi się odważyć - odparłam
- Chyba nie będzie kazał mi długo czekać!
- Miejmy nadzieję - zaśmiałam się i zakończyłam rozmowę
Z kuchni dobiegł mnie głos Wiki.
- Co ty jej tak pomagasz? - zapytała - Przecież jest piękna, zdolna .. Faceci powinni pchać się do niej drzwiami i oknami ...
- Daj jej już spokój! Ciągle się jej czepiasz! - zauważyłam i poszłam do salonu.
Wiki postanowiła chyba nie drążyć tematu, bo zapytała o Łukasza.
- Jak tam ci się z nim układa?
- Nie za dobrze. Od tygodnia się nie widzieliśmy. Nie dzwonił do mnie.
- No to na co czekasz? Dzwoń do niego i umów się! Numer przecież znasz.
Fakt. Miałam numer Łukasza, więc czemu do niego nie dzwoniłam? Wzięłam telefon i wykrąciłam jego numer. Po chwili odebrał.
- Cześć, Pati - powiedział radośnie - Miło, że dzwonisz
- Cześć. Ja też się cieszę. Słuchaj, mam pytanie.
- Zamieniam się w słuch.
- Czy spotkałbyś się ze mną? Ostatnio długo się nie widzieliśmy ...
- A wiesz, że właśnie miałem do Ciebie dzwonić w tej sprawie?
- Naprawdę? - zdziwiłam się
- Oczywiście. To jak? W sobotę o 20?
- Może być. A gdzie?
- Wiesz co ... Spotkajmy się pod stadionem. Chciałbym ci coś pokazać
- Nietypowe miejsce, ale w porządku. - zgodziłam się
- Więc do zobaczenia - powiedział
- Do zobaczenia ... - powtórzyłam i rozłączyłam się
- "Gładko poszło ..." - pomyślałam
************************************************************************************************************************************
Środa, czwartek i piątek minęły szybko. Rano trening, potem obowiązki w domu i dodatkowa praca. To wszystko sprawiło, że straciłam poczucie czasu. Nadeszła sobota,
- Wiki! Widziałaś gdzieś moje buty? - zawołałam
- Może w lodówce? - zapytała przekornie
- Nie, już sprawdzałam
- To może w piekarniku?
O tym nie pomyślałam. Pobiegłam do kuchni, otworzyłam piekarnik i ...wyjęłam z niego szpilki.
- Ty w ogóle nie potrzebujesz szafki na buty - śmiała się
Rzeczywiście. Byłam tak roztrzepana, że rzucałam wszystko gdzie popadnie.
- Dobra kochana. Lecę, bo się spóźnię!
Wyszłam z mieszkania i zeszłam schodami na dół. Zegarek wskazywał 19.45, więc mogłam spokojnie przespacerować się na stadion. Gdy tam dotarłam, Łukasz już czekał. W ręku miał bukiet czerwonych róż.
- Cześć - powiedział i podszedł do mnie - Nie kazałaś na siebie długo czekać.
- Cześć - odparłam
- To dla ciebie - rzekł i wręczył mi bukiet
- Dziękuję, są prześliczne.
- Czułem, że ci się spodobają.
Uśmiechnęliśmy się. Jego oczy pojaśniały.
- Co takiego chciałeś mi pokazać? - zapytałam
Łukasz otworzył bramę stadionu.
- Ale tu przecież nie można ... - zaczęłam, ale w tej chwili złapał mnie za rękę i pociągnął za sobą. Weszliśmy. Łukasz wprowadził mnie do budynku, cały czas trzymając za rękę. Serce powoli zaczynało przyspieszać.
- Dokąd idziemy? - spytałam znów
- Zaraz zobaczysz - odpowiedział mi tajemniczo
Byłam strasznie przejęta. Wędrowaliśmy korytarzami bez końca. W pewnym momencie weszliśmy na schody prowadzące ... na dach! Zdziwiłam się. Gdy dotarliśmy na górę, zaparło mi dech w piersiach. Mym oczom ukazał się widok na cały Dortmund. W oddali zachodziło słońce. Łukasz puścił moją rękę.
- Zachody słońca są cudowne - powiedział - Uwielbiam je
- To tak jak ja - odparłam i spojrzałam się na niego, a on to odwzajemnił
Podszedł do mnie bliżej. Serce waliło mi jak młotem.
- Wiesz ... Dawno nie spotkałem takiej osoby jak ty ... - wyszeptał i zbliżył się jeszcze bardziej.
Podszedł na tyle blisko, bym mogła poczuć na sobie jego spokojny, miarowy oddech. Odwróciłam się
- Łukasz ... - zaczęłam, ale nie skończyłam, bo on ... pocałował mnie! Straciłam nad sobą kontrolę. Łukasz trzymał mnie w mocnym uścisku i nie pozwalał odejść. Czułam, że muszę to przerwać, ale nie wiedziałam, dlaczego. Zresztą nie mogłam. On mi na to nie pozwalał. W pewnym momencie uścisk na chwilę się rozluźnił. Wykorzystałam ten moment i wyrwałam się z niego.
- Patrycja! - zawołał błagalnie, ale ja już byłam przy drzwiach
- Przepraszam ... - odrzekłam cicho i uciekłam
Czym prędzej zbiegłam po schodach i wybiegłam z budynku. Biegłam ile sił w nogach. Mijałam zdziwionych ludzi ze łzami w oczach. A on biegł za mną. W końcu jednak odpuścił, a ja, jak tchórz schroniłam się w zaułku. Nie wiedziałam, co robić. Chciałam tylko zapomnieć ...
Myślę, że ten rozdział nieco was zaskoczył :)
Co o nim sądzicie? Proszę o wasze opinie :)
Komentujesz ----> Motywujesz mnie!
piątek, 28 czerwca 2013
Rozdział 17
Dwa dni po spotkaniu z Angie, postanowiłam wcielić w życie mój sekretny plan. Przeszukałam cały pokój, aż w końcu znalazłam Jego numer. To Mario, mój dawny znajomy. Poznaliśmy się jeszcze w Warszawie. On był wtedy u kuzyna, który, jak się okazało, znał mnie. Przedstawił więc nas sobie. Z początku byliśmy parą, ale po kilku miesiącach uznaliśmy, że to nie to. Postanowiliśmy jednak pozostać w przyjaźni. W razie problemu moglibyśmy sobie nawzajem pomóc. Wymieniliśmy się numerami. Przydało się to, ponieważ Mario miał później kłopoty z rodzicami, w których mu pomogłam. Teraz nadarzyła się okazja do rewanżu.
Wzięłam komórkę i wykręciłam numer. W słuchawce brzęczał sygnał oczekiwania. Mario nie odbierał. Spróbowałam jeszcze raz. Tym razem udało się.
- Tak, słucham - odezwał się
- Cześć Mario! Tu Patrycja. Pamiętasz mnie może? - zapytałam
- Oczywiście, że tak - odparł radośnie - Cieszę się, że dzwonisz. Coś się stało?
- Właściwie to nie. Mam tylko sprawę do ciebie. Pamiętasz, jak pomogłam ci w sprawie twoich rodziców?
- Jasne. Jak mógłbym zapomnieć? Do dziś jestem ci wdzięczny.
- Więc teraz masz okazję do zrewanżowania się - powiedziałam tajemniczo
- Jak to? Masz jakiś problem? - zaniepokoił się Mario
- Już mówiłam, że nie. Posłuchaj! Masz jakieś konkretne plany na dziś? - spytałam
- Nie. Ale wytłumacz mi, o co chodzi!
- Spokojnie. Spotkajmy się dziś o 19 w kawiarni niedaleko Signal Iduna Park. Wszystko ci wtedy wyjaśnię - powiadomiłam
- Ale Pati ... - zaczął
- Do zobaczenia w kawiarni! - rzekłam i rozłączyłam się
**************************************************************************************************************************************
Mario spóźniał się już 20 minut. Przeraziłam się.
- "A jeżeli nie przyjdzie?" - myślałam - "Cały mój misterny plan weźmie w łeb!"
Siedząc w kawiarni i martwiąc się, dostrzegłam za oknem biegnącego Mario. Kamień spadł mi z serca.
- Mario! - zawołałam, gdy wszedł do kawiarni.
Był lekko zdziwiony. Jeszcze nie wiedział o niczym.
- Pati! Co ty tu robisz? - zapytał zdyszany
- Jak to co? Przecież się umówiliśmy! - odparłam
- No tak, ale co ty robisz w Dortmundzie? Przecież mieszkasz w Warszawie!
- Od trzech miesięcy nie. Razem z Wiki przeniosłyśmy się tu. Gramy w żeńskiej sekcji Borussii - odpowiedziałam
- No proszę! - zdziwił się - Nie myślałem, że jeszcze kiedykolwiek się spotkamy, a tu nagle dowiaduję się, że mieszkasz w tym samym mieście co ja! Cudownie!
Zaczęliśmy się śmiać. Po chwili Mario zapytał:
- Możesz mi już wytłumaczyć, po co mnie ściągnęłaś i co to za ważna sprawa?
- Już mówię. Znasz moją kuzynkę, Angelikę?
- Angelikę? - powtórzył - Nie, nie kojarzę
- Była ze mną na twojej osiemnastce. Wysoka, szczupła blondynka. Uczy w Dortmundzie tańca
- Hmm ... - pomyślał - Masz może jej zdjęcie?
- Chyba tak ...
Zaczęłam przeszukiwać torebkę. Gdy nic w niej nie znalazłam, dobrałam się do telefonu. Tam, po długim przeszukiwaniu, znalazłam zdjęcie Angie. Pokazałam je Mario.
- Teraz sobie przypominam! - zawołał
- Skoro już wiesz, o kogo mi chodzi, mogę przejść do sedna - zaczęłam - Angie kilka miesięcy temu rozstała się z chłopakiem. Zdradził ją z jej najlepszą przyjaciółką i nie mogła mu tego wybaczyć. Z tego co wiem, ty także jesteś singlem, więc może ...
- Zaraz, zaraz! - podniósł się Mario - Co ty masz w tej swojej łepetynie? Co chcesz zrobić?
- Spokojnie. Chcę tylko was ze sobą umówić - wytłumaczyłam
- Że co?! - oburzył się - Myślisz, że jestem na tyle niewydarzony, żeby nie umieć znaleźć sobie kogoś?!
- Mario, nie! Nie to miałam na myśli! Po prostu sądzę, że moglibyście się dogadać. Macie podobne charaktery. Nie chciałam cię urazić ...
- Nie ma mowy - powiedział stanowczo - Nie umówię się z nią!
- Ale dlaczego? - zapytałam
- To się nie uda. Ja ... ja .. jeszcze nie czuję się na siłach ...
- Nie martw się. Angelika nie jest potworem, nie gryzie! Może gdybyś spotkał się z nią, zmieniłbyś zdanie!
- A skąd wiesz, że byłaby mną zainteresowana? - wypalił
- A czemu miałaby nie być? Jesteś młodym, przystojnym, dobrze rokującym i inteligentnym chłopakiem. A do tego świetnie grasz w piłkę! Czego chcieć więcej?
- Oj Pati ... - rzekł smutno - Ja się nie nadaję na partnera ...
- Mario ... - uśmiechnęłam się - Masz większe problemy z niską samooceną, niż Wiki!
- To nie o to chodzi. Angelika jest młodą, piękną kobietą. Do tego uczy tańca i z tego co widzę, jest ode mnie starsza. Będę przy niej wyglądał jak dzieciak! Poza tym, niedługo przenoszę się do Monachium ...
- Jak to? - zdziwiłam się - Odchodzisz z BVB?
- Tak. W zimowym okienku transferowym - odparł ponuro
- Uff ... - odetchnęłam - To dopiero za pięć miesięcy! Do tego czasu zdążysz ją dobrze poznać.
- No nie wiem ...
- Słuchaj. Tutaj masz jej numer. Jeśli będziesz miał odwagę, zadzwoń do niej - powiedziałam i wręczyłam mu karteczkę z numerem Angie.
- A co ona na to? - zapytał Mario
- Spokojnie. Jak tylko wrócę do domu, wszystko jej opowiem - zapewniłam i uśmiechnęłam się
- Jak to "Jak wrócę, to jej opowiem"? To ona jeszcze nic nie wie? - zaniepokoił się
- Nie martw się! Wszystko załatwię! - odparłam.
Twarz Mario pojaśniała. Posiedzieliśmy w kawiarni jeszcze godzinę i wspominaliśmy stare dobre czasy ...
I jest! Jak wam się podoba? Czekam na wasze opinie, mam nadzieję, że takowe się pojawią :D
Komentujesz -----> Motywujesz mnie :P
czwartek, 27 czerwca 2013
Rozdział 16
Zamówiłyśmy sobie lody i sok. Długo rozmawiałyśmy.
- No więc...- zaczęła Angela- Mieszkasz w Dortmundzie, grasz w piłkę, kumplujesz się z tą czarną i spotykasz się z Łukaszem. Ciekawie...
- Wiem.- odparłam- A ty uczysz tańca i nadal nie lubisz Wiki.
- To się nie zmieni.- poinformowała mnie- Tak jak mój stan cywilny.
- Jak to?- dziwiłam się- A Grzesiek?
- Zerwaliśmy. Zdradził mnie z Mirką na imprezie u Magdy.
- Ooo...
Zrobiło mi się przykro. Angela i Grzesiek byli cudownie dobraną parą. Znali się od gimnazjum. Dlatego też tak się zdziwiłam. Nie sądzę, że Grzegorz jest do tego zdolny.
- Samotna i do wzięcia, poszukuję swego księcia.- zażartowała
Poczęłyśmy się śmiać. Nagle wpadłam na genialny pomysł. A może by tak zeswatać Angelę? Miałam już nawet kandydata. Postanowiłam nic jej jednak nie mówić.
- Słuchaj, Angie. Muszę lecieć do domu. Wiki na mnie czeka. Obiecałam jej, że obejrzymy razem mecz.- powiedziałam
- No błagam cię...- poprosiła- Idziesz do niej? Wolisz ją niż mnie?
- Nie zaczynaj! Ty jesteś moją kuzynką, a ona moją przyjaciółką. Znam Wiki od dzieciństwa, Ciebie poznałam dopiero w wieku 17 lat!- oburzyłam się
- Okej... Jeżeli musisz...- poddała się z uśmiechem
- Zobaczymy się jutro!- krzyknęłam i wybiegłam na ulicę
*********************************************************************************
- Cześć Wiki!- krzyknęłam od progu.- Już jestem!
Zero odzewu. W mieszkaniu panowała cisza.Przeraziłam się. Nie chciałam mieć powtórki sprzed tygodnia. Wbiegłam do jej pokoju. Wiki leżała i słuchała głośno muzyki na słuchawkach. Odetchnęłam z ulgą. Szturchnęłam ją.
- Już jesteś...- powiedziała przeciągając się
- To co oglądamy ten mecz?- spytałam wesoło
- Myślałam, że chcesz posiedzieć dłużej z Angelą.- powiedziała ponuro
- Wisz przecież, że jesteś ważniejsza niż ona. Znam cię dłużej, niż ją.
- Niech ci będzie...- odparła- Zrób popcorn, a ja włączę telewizor.
Poszłam do kuchni i wyjęłam popcorn z szafki.
- A jak tam było na randce z Kubą?- zapytałam przenikliwie
- jakiej randce?- zdziwiła się
- Przecież mówiłaś, że umówiłaś się z Kubą!
- Powiedziałam tak, żebyś mogła pogadać z Angelą i mieć święty spokój.- odparła spokojnie
- To jak to? Oszukałaś mnie?
- Musiałam. Inaczej zawlokłabyś mnie do kawiarni razem z nią. Nie lubię jej, przecież wiesz.
- Oj Wiki...- westchnęłam i rozlałam sok do szklanek.
Coś mało komentujecie ostatnio, nie podobają się wam rozdziały?
Pamiętajcie! Komentarze bardzo motywują, dzięki nim wiem, że ktoś w ogóle to czyta :D
- No więc...- zaczęła Angela- Mieszkasz w Dortmundzie, grasz w piłkę, kumplujesz się z tą czarną i spotykasz się z Łukaszem. Ciekawie...
- Wiem.- odparłam- A ty uczysz tańca i nadal nie lubisz Wiki.
- To się nie zmieni.- poinformowała mnie- Tak jak mój stan cywilny.
- Jak to?- dziwiłam się- A Grzesiek?
- Zerwaliśmy. Zdradził mnie z Mirką na imprezie u Magdy.
- Ooo...
Zrobiło mi się przykro. Angela i Grzesiek byli cudownie dobraną parą. Znali się od gimnazjum. Dlatego też tak się zdziwiłam. Nie sądzę, że Grzegorz jest do tego zdolny.
- Samotna i do wzięcia, poszukuję swego księcia.- zażartowała
Poczęłyśmy się śmiać. Nagle wpadłam na genialny pomysł. A może by tak zeswatać Angelę? Miałam już nawet kandydata. Postanowiłam nic jej jednak nie mówić.
- Słuchaj, Angie. Muszę lecieć do domu. Wiki na mnie czeka. Obiecałam jej, że obejrzymy razem mecz.- powiedziałam
- No błagam cię...- poprosiła- Idziesz do niej? Wolisz ją niż mnie?
- Nie zaczynaj! Ty jesteś moją kuzynką, a ona moją przyjaciółką. Znam Wiki od dzieciństwa, Ciebie poznałam dopiero w wieku 17 lat!- oburzyłam się
- Okej... Jeżeli musisz...- poddała się z uśmiechem
- Zobaczymy się jutro!- krzyknęłam i wybiegłam na ulicę
*********************************************************************************
- Cześć Wiki!- krzyknęłam od progu.- Już jestem!
Zero odzewu. W mieszkaniu panowała cisza.Przeraziłam się. Nie chciałam mieć powtórki sprzed tygodnia. Wbiegłam do jej pokoju. Wiki leżała i słuchała głośno muzyki na słuchawkach. Odetchnęłam z ulgą. Szturchnęłam ją.
- Już jesteś...- powiedziała przeciągając się
- To co oglądamy ten mecz?- spytałam wesoło
- Myślałam, że chcesz posiedzieć dłużej z Angelą.- powiedziała ponuro
- Wisz przecież, że jesteś ważniejsza niż ona. Znam cię dłużej, niż ją.
- Niech ci będzie...- odparła- Zrób popcorn, a ja włączę telewizor.
Poszłam do kuchni i wyjęłam popcorn z szafki.
- A jak tam było na randce z Kubą?- zapytałam przenikliwie
- jakiej randce?- zdziwiła się
- Przecież mówiłaś, że umówiłaś się z Kubą!
- Powiedziałam tak, żebyś mogła pogadać z Angelą i mieć święty spokój.- odparła spokojnie
- To jak to? Oszukałaś mnie?
- Musiałam. Inaczej zawlokłabyś mnie do kawiarni razem z nią. Nie lubię jej, przecież wiesz.
- Oj Wiki...- westchnęłam i rozlałam sok do szklanek.
Coś mało komentujecie ostatnio, nie podobają się wam rozdziały?
Pamiętajcie! Komentarze bardzo motywują, dzięki nim wiem, że ktoś w ogóle to czyta :D
środa, 26 czerwca 2013
Rozdział 15
- O Boże... Moja głowa- jęknęła cicho Mike- Po co my mieszałyśmy te drinki?
- Nie mam zielonego pojęcia...- Dodała Anna- Jedyne co wiem, to to, że dzisiejszy trening będzie okropny.
Rzeczywiście był. Biegałyśmy po boisku mając w ustach Saharę. Trener oczywiście to widział i właśnie dlatego tak nas męczył.
- Martin, dlaczego?- pytałyśmy
- Musicie pamiętać tą balangę do końca życia.- zaśmiał się
Na szczęście ulitował się w końcu nad nami i zakończył trening wcześniej. Jedyną osobą, która nie miała kaca, oprócz trenera, była Wiki. Jak na złość nosiła przy sobie dwie butelki zimniutkiej wody, którą perfidnie wypiła dużymi łykami przy nas. Oj tak, byłyśmy wściekłe, a ona śmiała się wniebogłosy. Po treningu oddała nam je jednak z uwagi na to, że wyglądałyśmy jak truposze.
- Co wy byście beze mnie zrobiły?- zapytała
- Chyba byśmy umarły.- odparła Ulrike i zaśmiała się
*********************************************************************************
Wyszłyśmy ze stadionu około 14:00. W Dortmundzie zaczęły tworzyć się korki. Zewsząd dochodzi dźwięk klaksonów. Szłyśmy chodnikiem i wpatrywałyśmy się w wystawy. W pewnym momencie, ktoś zawołał z daleka:
- Patrycja!
Odwróciłam się i zobaczyłam... Angelikę, moją kuzynkę. Zdziwiłam się. Nie wiedziałam, że tu mieszka. Podeszła do mnie szybkim krokiem.
- Pati! Jak ja cię dawno nie widziałam.- zawołała- Co ty tu robisz?
- Gram w piłkę nożną.- poinformowałam- A ty skąd się tu wzięłaś?
- Uczę tańca w pobliskiej szkole.- odparła- Jak długo tu mieszkasz?
- Dwa i pół miesiąca.
- Ja prawie rok.- rzekła- O! Cześć Wiki...
Dopiero ją zauważyła. Wiki i Angelika nie kumplowały się. Szczerze mówiąc, nienawidziły się. Angela pochodziła z Warszawy. Urodziła się w bogatej rodzinie, zawsze miała najlepsze rzeczy. No i gardziła tzw. "wiejską hołotą". Wiki była z małego miasteczka. Wszyscy wszystkich znali. Ona sama nie żyła w luksusach, dlatego tak nie lubiła Angeli. Zresztą z wzajemnością.
- Tak, pamiętasz ją?- spytałam
- Trudno byłoby zapomnieć...- odrzekła opryskliwie i spojrzała na Wiki z pogardą. Ona nic nie odparła.
- Pati, musimy iść, a właściwie to ja muszę. Umówiłam się z Kubą.- powiedziała Wiktoria i odeszła
- Ona ma chłopaka? Nie mogę w to uwierzyć...- parsknęła Angela
- Przestań już! Lepiej chodźmy na kawę i pogaduchy. rzuciłam radośnie.
Rozdział numer 15 gotowy! Mam nadzieję, że się podoba.
Jak myślicie co wydarzy się dalej? Pamiętajcie o komentarzach, bo sami pewnie wiecie, że one bardzo motywują. :D
- Nie mam zielonego pojęcia...- Dodała Anna- Jedyne co wiem, to to, że dzisiejszy trening będzie okropny.
Rzeczywiście był. Biegałyśmy po boisku mając w ustach Saharę. Trener oczywiście to widział i właśnie dlatego tak nas męczył.
- Martin, dlaczego?- pytałyśmy
- Musicie pamiętać tą balangę do końca życia.- zaśmiał się
Na szczęście ulitował się w końcu nad nami i zakończył trening wcześniej. Jedyną osobą, która nie miała kaca, oprócz trenera, była Wiki. Jak na złość nosiła przy sobie dwie butelki zimniutkiej wody, którą perfidnie wypiła dużymi łykami przy nas. Oj tak, byłyśmy wściekłe, a ona śmiała się wniebogłosy. Po treningu oddała nam je jednak z uwagi na to, że wyglądałyśmy jak truposze.
- Co wy byście beze mnie zrobiły?- zapytała
- Chyba byśmy umarły.- odparła Ulrike i zaśmiała się
*********************************************************************************
Wyszłyśmy ze stadionu około 14:00. W Dortmundzie zaczęły tworzyć się korki. Zewsząd dochodzi dźwięk klaksonów. Szłyśmy chodnikiem i wpatrywałyśmy się w wystawy. W pewnym momencie, ktoś zawołał z daleka:
- Patrycja!
Odwróciłam się i zobaczyłam... Angelikę, moją kuzynkę. Zdziwiłam się. Nie wiedziałam, że tu mieszka. Podeszła do mnie szybkim krokiem.
- Pati! Jak ja cię dawno nie widziałam.- zawołała- Co ty tu robisz?
- Gram w piłkę nożną.- poinformowałam- A ty skąd się tu wzięłaś?
- Uczę tańca w pobliskiej szkole.- odparła- Jak długo tu mieszkasz?
- Dwa i pół miesiąca.
- Ja prawie rok.- rzekła- O! Cześć Wiki...
Dopiero ją zauważyła. Wiki i Angelika nie kumplowały się. Szczerze mówiąc, nienawidziły się. Angela pochodziła z Warszawy. Urodziła się w bogatej rodzinie, zawsze miała najlepsze rzeczy. No i gardziła tzw. "wiejską hołotą". Wiki była z małego miasteczka. Wszyscy wszystkich znali. Ona sama nie żyła w luksusach, dlatego tak nie lubiła Angeli. Zresztą z wzajemnością.
- Tak, pamiętasz ją?- spytałam
- Trudno byłoby zapomnieć...- odrzekła opryskliwie i spojrzała na Wiki z pogardą. Ona nic nie odparła.
- Pati, musimy iść, a właściwie to ja muszę. Umówiłam się z Kubą.- powiedziała Wiktoria i odeszła
- Ona ma chłopaka? Nie mogę w to uwierzyć...- parsknęła Angela
- Przestań już! Lepiej chodźmy na kawę i pogaduchy. rzuciłam radośnie.
Rozdział numer 15 gotowy! Mam nadzieję, że się podoba.
Jak myślicie co wydarzy się dalej? Pamiętajcie o komentarzach, bo sami pewnie wiecie, że one bardzo motywują. :D
wtorek, 25 czerwca 2013
Rozdział 14. ciąg dalszy
Zaczęła się druga połowa. Wyszłyśmy na boisko smutne, ale zmotywowane. Wiedziałyśmy co mamy robić.
Martha dostała piłkę. Ominęła dwie zawodniczki i podała do Anny, która niestety, była na spalonym. Bawarki przejęły piłkę. Jedna z nich biegła już w stronę bramki. Zdecydowałam się odebrać jej piłkę, więc cofnęłam się i podcięłam ją. Za to sędzia odgwizdał rzut wolny i wręczył mi żółtą kartkę. Spojrzałam na trenera. Był wściekły.
- "Nie zawiodę cię, trenerze. Jeszcze ci pokażę!"- rzekłam w duchu
Na nasze szczęście, piłka uderzona na bramkę, odbiła się od poprzeczki i.... wpadła wprost pod moje nogi. Postanowiłam zrobić z tego użytek. Ominęłam więc zgrabnie dwie obrończynie i zostałam sam na sam z bramkarzem.
- "Teraz się uda!"- krzyknęłam w myślach
Posłałam piłkę nad bramkarzem i zamarłam. Leciała ona wprost w słupek. Z trybun dało się słyszeć jęk zawodu...
- "To koniec..."
Wtem! Piłka obniżyła lot i wpadła wprost do bramki! W 50 minucie remisowałyśmy 1:1! Radości nie było końca. Kibice szaleli, a mi serce waliło jak młotem. Dziewczyny rzuciły się na mnie, wyjąc ze szczęścia.
- Dobra, dziewczyny! Mamy 40 minut na rozbicie Bayernu!- zakrzyknęłam motywująco
Monachijki zorganizowały kontrę, ale tym razem nie potrafiły rozbić naszej obrony.
Szybko przejęłyśmy piłkę i zaatakowałyśmy. Przeciwniczki były nieporadne jak dzieci. Grały bez ładu i składu. Wykorzystałam to i uderzyłam na bramkę. Piłka odbiła się od bramkarza, ale w tym momencie Wiki podbiegła i strzeliła gola z woleja! Oszalałyśmy ze szczęścia. Starałam się spojrzeć na trenera, ale dziewczyny mnie zasłoniły. W końcu udało mi się dostrzec wyjącego z radości Martina. Skakał i bił brawo. Do końca spotkania zostało 7 minut. Zegar pokazywał 2:1. To zmobilizowało cały Bayern. Przeciwniczki starały się uszczknąć choć jednego gola, wyprowadzić choćby jedną sytuację, lecz to na nic. Zdecydowały się więc na ostrą zagrywkę.
Zawodniczka z numerem 8 na koszulce podstawiła mi haka, przez co przewróciłam się. Sędzia niestety tego nie zauważył i gra toczyła się dalej. Szybko podniosłam się i spojrzałam na Wiki i inne dziewczyny. Na ich twarzach malowało się zmęczenie i ból. Krople potu spływały im po całej twarzy. Wiedziałam, że muszę coś zrobić, żeby nie doprowadzić do remisu.
Do meczu doliczono 3 minuty. Przejęłyśmy piłkę. Martha przedarła się przez trzy obrończynie i podała do pędzącej tuż przy linii bocznej Anny. Ta sprytnie ominęła monachijkę i wystrzeliła jak z procy ku polu karnym. Tam dobiegła już Wiki. Anna dośrodkowała więc do niej i już po chwili dane nam było cieszyć się z trzeciego gola! W tym momencie sędzia zakończył mecz, a trybuny wybuchły głośnym "Borussia!"
Do szatni zeszłyśmy ze śpiewem na ustach. Trener już tam czekał. Uspokoiłyśmy się na jego widok. Miał surowe spojrzenie. Widać było, że chce coś ważnego powiedzieć. Nagle jego twarz rozpromieniała i uśmiechnął się. Po chwili wypalił krótko:
- Dobra robot, dziewczęta! Zasługujecie na brawa!.
I wyszedł z szatni. Zdziwione, ale szczęśliwe przebrałyśmy się i wróciłyśmy do hotelu. Potem udałyśmy się na zasłużoną balangę, która trwała do rana.
I jak? Mecz się podobał? Już jutro pojawi się kolejny rozdział :D
Komentujesz -----> Motywujesz mnie do dalszej pracy!!! :D
Martha dostała piłkę. Ominęła dwie zawodniczki i podała do Anny, która niestety, była na spalonym. Bawarki przejęły piłkę. Jedna z nich biegła już w stronę bramki. Zdecydowałam się odebrać jej piłkę, więc cofnęłam się i podcięłam ją. Za to sędzia odgwizdał rzut wolny i wręczył mi żółtą kartkę. Spojrzałam na trenera. Był wściekły.
- "Nie zawiodę cię, trenerze. Jeszcze ci pokażę!"- rzekłam w duchu
Na nasze szczęście, piłka uderzona na bramkę, odbiła się od poprzeczki i.... wpadła wprost pod moje nogi. Postanowiłam zrobić z tego użytek. Ominęłam więc zgrabnie dwie obrończynie i zostałam sam na sam z bramkarzem.
- "Teraz się uda!"- krzyknęłam w myślach
Posłałam piłkę nad bramkarzem i zamarłam. Leciała ona wprost w słupek. Z trybun dało się słyszeć jęk zawodu...
- "To koniec..."
Wtem! Piłka obniżyła lot i wpadła wprost do bramki! W 50 minucie remisowałyśmy 1:1! Radości nie było końca. Kibice szaleli, a mi serce waliło jak młotem. Dziewczyny rzuciły się na mnie, wyjąc ze szczęścia.
- Dobra, dziewczyny! Mamy 40 minut na rozbicie Bayernu!- zakrzyknęłam motywująco
Monachijki zorganizowały kontrę, ale tym razem nie potrafiły rozbić naszej obrony.
Szybko przejęłyśmy piłkę i zaatakowałyśmy. Przeciwniczki były nieporadne jak dzieci. Grały bez ładu i składu. Wykorzystałam to i uderzyłam na bramkę. Piłka odbiła się od bramkarza, ale w tym momencie Wiki podbiegła i strzeliła gola z woleja! Oszalałyśmy ze szczęścia. Starałam się spojrzeć na trenera, ale dziewczyny mnie zasłoniły. W końcu udało mi się dostrzec wyjącego z radości Martina. Skakał i bił brawo. Do końca spotkania zostało 7 minut. Zegar pokazywał 2:1. To zmobilizowało cały Bayern. Przeciwniczki starały się uszczknąć choć jednego gola, wyprowadzić choćby jedną sytuację, lecz to na nic. Zdecydowały się więc na ostrą zagrywkę.
Zawodniczka z numerem 8 na koszulce podstawiła mi haka, przez co przewróciłam się. Sędzia niestety tego nie zauważył i gra toczyła się dalej. Szybko podniosłam się i spojrzałam na Wiki i inne dziewczyny. Na ich twarzach malowało się zmęczenie i ból. Krople potu spływały im po całej twarzy. Wiedziałam, że muszę coś zrobić, żeby nie doprowadzić do remisu.
Do meczu doliczono 3 minuty. Przejęłyśmy piłkę. Martha przedarła się przez trzy obrończynie i podała do pędzącej tuż przy linii bocznej Anny. Ta sprytnie ominęła monachijkę i wystrzeliła jak z procy ku polu karnym. Tam dobiegła już Wiki. Anna dośrodkowała więc do niej i już po chwili dane nam było cieszyć się z trzeciego gola! W tym momencie sędzia zakończył mecz, a trybuny wybuchły głośnym "Borussia!"
Do szatni zeszłyśmy ze śpiewem na ustach. Trener już tam czekał. Uspokoiłyśmy się na jego widok. Miał surowe spojrzenie. Widać było, że chce coś ważnego powiedzieć. Nagle jego twarz rozpromieniała i uśmiechnął się. Po chwili wypalił krótko:
- Dobra robot, dziewczęta! Zasługujecie na brawa!.
I wyszedł z szatni. Zdziwione, ale szczęśliwe przebrałyśmy się i wróciłyśmy do hotelu. Potem udałyśmy się na zasłużoną balangę, która trwała do rana.
I jak? Mecz się podobał? Już jutro pojawi się kolejny rozdział :D
Komentujesz -----> Motywujesz mnie do dalszej pracy!!! :D
poniedziałek, 24 czerwca 2013
Rozdział 14
W końcu nadszedł dzień meczu. Pogoda była wspaniała. Nad ranem padał deszcz, ale potem wyszło słońce. Całe przedpołudnie trenowałyśmy.. Popołudnie miałyśmy wolne. Dziewczyny poszły pozwiedzać Monachium. Czasu było dużo, bo na stadionie miałyśmy zameldować się o 17:40. Każda z nas próbowała się wyciszyć i odprężyć przed tak ważnym dla nas spotkaniem. Spotkaniem, od którego poniekąd zależała nasza przyszłość...
*********************************************************************************
- Dobra dziewczyny! Tu chodzi o nasze być albo nie być. Musimy pokazać przeciwnikowi, że jesteśmy mocni!- motywował nas trener- To bardzo ważny mecz. Musimy zaprezentować futbol z najwyższej półki! Rozumiecie?!
- Tak jest!- zakrzyknęłyśmy chórem
- W takim razie na boisko!
Trybuny były pełne i to mnie zdziwiło. Wszyscy kibice skandowali albo "Bayern!" albo "BVB!". Przeszły mnie ciarki.
-"Niech to się już zacznie!"- błagałam w myślach
W końcu zabrzmiał gwizdek sędziego. Zaczynały Bawarki. Wymieniały bardzo szybkie i celne podania, co jednak nas nie zniechęciło. Nie traciłyśmy czujności, więc przeciwniczki przystąpiły do ataku. Zawodniczka z numerem 15 na koszulce dośrodkowała w pole karne. Jedna z jej koleżanek wysoko podskoczyła do góry, uderzając piłkę głową. Wzrokiem odprowadziłam ją do bramki. Już wydawało się, że po tej akcji padnie gol dla Bawarek, ale nie! W tym momencie Mike kapitalnie wypiąstkowała piłkę ponad bramkę! Odetchnęłam z ulgą... Jednak krótko trwał ten spokój. Po ponownym rozpoczęciu gry, piłka znów dostała się pod panowanie monachijek . W środku boiska wdałam się w przepychankę z jedną z nich. Udało mi się odebrać piłkę. Niczym strzała popędziłam ku bramce. Na prawym skrzydle pojawiła się Wiki. Podałam do niej, a ona niczym Zlatan Ibrahimović, z przewrotki uderzyła na bramkę! Ale gola znów nie było! Wiki trafiła w poprzeczkę. Widziałam złość w jej oczach. Zaczęłyśmy znowu. Ulrike dryblowała lewą stroną boiska. Jedna z obrończyń próbowała ją podciąć, ale ona przelobowała piłką nad nią i podała do Marthy. Ta z impetem, z odległości 20m oddała strzał na bramkę i.... zdobyła gola! Już miałyśmy się cieszyć, gdy nagle zabrzmiał gwizdek sędziego. Spalony! Gol nieuznany! Wpadłam w furię. Zegar złowieszczo wskazywał 42 minutę i wynik 0:0
- "Co on sobie wyobraża?! Tak nic nie osiągniemy!"- myślałam gorączkowo
Postanowiłam sama zaradzić temu problemowi. Dopadłam do piłki i odebrałam ją Bawarce. Popędziłam lewą stroną boiska w stronę bramki. Przed polem karnym zaatakowało mnie dwóch obrońców, ale nie dali mi rady. Podrzuciłam piłkę do góry, one się zderzyły, a ja biegłam dalej. Już szykowałam się do strzału, gdy nagle ktoś mnie sfaulował i wyłożyłam się jak długa. Gwizdek sędziego. Żółta kartka dla rywalki i karny dla nas.
- "Teraz musi się udać!"- pomyślałam
Podeszłam do piłki. Wzięłam głęboki oddech i niewielki rozbieg. Spojrzałam na trybuny, a potem na bramkarza. Nie bała się. Była spokojna. Oddałam strzał. Piłka leciała w światło bramki, w lewy górny róg, tuż przy słupku. Ale tam stał już bramkarz i wybił piłkę ponad bramkę! Nie było gola...
Załamałyśmy się i to wykorzystały przeciwniczki. Szybko nas skontrowały, rozbiły nieporadną obronę i uderzyły na bramkę. Mike nie miała szans tego obronić. Padł gol, a zaraz po tym zabrzmiał gwizdek. Koniec pierwszej połowy. Zeszłyśmy do szatni ze spuszczonymi głowami. W oczach niektórych z nas pojawiły się łzy i trener to widział.
- Dziewczyny, co to miało być?! Zachowywałyście się jak dzieci!- krzyknął trener- Ile błędów musicie popełnić, żeby w końcu czegoś się nauczyć?! Zawiodłem się, a na tobie, Pati, najbardziej...
Zwiesiłam głowę. Ten karny siedział mi w głowie. Nie mogłam zrozumieć, gdzie zrobiłam błąd.
- "Muszę to naprawić! Nie zostawię tak tego!"- pomyślałam
Ciąg dalszy nastąpi.... jutro :D
Ten rozdział jest za długi na raz, więc postanowiłam rozbić go na dwie części, pierwszą i drugą połowę meczu :P
Pamiętajcie o komentarzach, one bardzo motywują :)
*********************************************************************************
- Dobra dziewczyny! Tu chodzi o nasze być albo nie być. Musimy pokazać przeciwnikowi, że jesteśmy mocni!- motywował nas trener- To bardzo ważny mecz. Musimy zaprezentować futbol z najwyższej półki! Rozumiecie?!
- Tak jest!- zakrzyknęłyśmy chórem
- W takim razie na boisko!
Trybuny były pełne i to mnie zdziwiło. Wszyscy kibice skandowali albo "Bayern!" albo "BVB!". Przeszły mnie ciarki.
-"Niech to się już zacznie!"- błagałam w myślach
W końcu zabrzmiał gwizdek sędziego. Zaczynały Bawarki. Wymieniały bardzo szybkie i celne podania, co jednak nas nie zniechęciło. Nie traciłyśmy czujności, więc przeciwniczki przystąpiły do ataku. Zawodniczka z numerem 15 na koszulce dośrodkowała w pole karne. Jedna z jej koleżanek wysoko podskoczyła do góry, uderzając piłkę głową. Wzrokiem odprowadziłam ją do bramki. Już wydawało się, że po tej akcji padnie gol dla Bawarek, ale nie! W tym momencie Mike kapitalnie wypiąstkowała piłkę ponad bramkę! Odetchnęłam z ulgą... Jednak krótko trwał ten spokój. Po ponownym rozpoczęciu gry, piłka znów dostała się pod panowanie monachijek . W środku boiska wdałam się w przepychankę z jedną z nich. Udało mi się odebrać piłkę. Niczym strzała popędziłam ku bramce. Na prawym skrzydle pojawiła się Wiki. Podałam do niej, a ona niczym Zlatan Ibrahimović, z przewrotki uderzyła na bramkę! Ale gola znów nie było! Wiki trafiła w poprzeczkę. Widziałam złość w jej oczach. Zaczęłyśmy znowu. Ulrike dryblowała lewą stroną boiska. Jedna z obrończyń próbowała ją podciąć, ale ona przelobowała piłką nad nią i podała do Marthy. Ta z impetem, z odległości 20m oddała strzał na bramkę i.... zdobyła gola! Już miałyśmy się cieszyć, gdy nagle zabrzmiał gwizdek sędziego. Spalony! Gol nieuznany! Wpadłam w furię. Zegar złowieszczo wskazywał 42 minutę i wynik 0:0
- "Co on sobie wyobraża?! Tak nic nie osiągniemy!"- myślałam gorączkowo
Postanowiłam sama zaradzić temu problemowi. Dopadłam do piłki i odebrałam ją Bawarce. Popędziłam lewą stroną boiska w stronę bramki. Przed polem karnym zaatakowało mnie dwóch obrońców, ale nie dali mi rady. Podrzuciłam piłkę do góry, one się zderzyły, a ja biegłam dalej. Już szykowałam się do strzału, gdy nagle ktoś mnie sfaulował i wyłożyłam się jak długa. Gwizdek sędziego. Żółta kartka dla rywalki i karny dla nas.
- "Teraz musi się udać!"- pomyślałam
Podeszłam do piłki. Wzięłam głęboki oddech i niewielki rozbieg. Spojrzałam na trybuny, a potem na bramkarza. Nie bała się. Była spokojna. Oddałam strzał. Piłka leciała w światło bramki, w lewy górny róg, tuż przy słupku. Ale tam stał już bramkarz i wybił piłkę ponad bramkę! Nie było gola...
Załamałyśmy się i to wykorzystały przeciwniczki. Szybko nas skontrowały, rozbiły nieporadną obronę i uderzyły na bramkę. Mike nie miała szans tego obronić. Padł gol, a zaraz po tym zabrzmiał gwizdek. Koniec pierwszej połowy. Zeszłyśmy do szatni ze spuszczonymi głowami. W oczach niektórych z nas pojawiły się łzy i trener to widział.
- Dziewczyny, co to miało być?! Zachowywałyście się jak dzieci!- krzyknął trener- Ile błędów musicie popełnić, żeby w końcu czegoś się nauczyć?! Zawiodłem się, a na tobie, Pati, najbardziej...
Zwiesiłam głowę. Ten karny siedział mi w głowie. Nie mogłam zrozumieć, gdzie zrobiłam błąd.
- "Muszę to naprawić! Nie zostawię tak tego!"- pomyślałam
Ciąg dalszy nastąpi.... jutro :D
Ten rozdział jest za długi na raz, więc postanowiłam rozbić go na dwie części, pierwszą i drugą połowę meczu :P
Pamiętajcie o komentarzach, one bardzo motywują :)
niedziela, 23 czerwca 2013
rozdział 13
W kawiarni siedzieliśmy do 17:00. Przez cały ten czas, Kuba wpatrywał się w Wiki, jak w obrazek. Rozmawiał praktycznie tylko z nią. Czasami zauważał, że przy stoliku siedzimy także my. Potem odwiózł nas do domów. Gdy weszłyśmy do mieszkania, od razu wzięłam Wiktorię w krzyżowy ogień pytań.
- Widziałaś jak Kuba się w ciebie wpatrywał?- spytałam- Był wyraźnie zauroczony.
- Gadanie.- parsknęła
- Ale, ale! Ty też jesteś nim wniebowzięta!- zauważyłam
- Wcale nie! Skończ już!- odburknęła- Tobie i Łukaszowi też się powodzi...
- No wiesz co...
Nie dokończyłam, bo zadzwonił dzwonek. Za drzwiami stała... Ulrike! Zdziwiły mnie nieco jej odwiedziny, ale z chęcią zaprosiłam ją do środka.
- Witaj! Nie spodziewałyśmy się twojej wizyty.- powiedziałam radośnie
- Nie zajmę wam dużo czasu.- zaczęła powoli- Chcę was powiadomić o odejściu Mili.
- Jak to? Mila odchodzi?- zawołała Wiki- Dlaczego?
- Nie dogadała się z trenerem.
- W jakiej sprawie?- zapytałam
- Tego nie wiem, ale musiała to być ważna sprawa.- rzekła Ulrike- Dziewczyny, muszę iść. Umówiłam się z chłopakiem. Wpadłam tu, żeby wam o tym powiedzieć. Trzymajcie się!
Zamknęłam drzwi. Wiki miała nieme spojrzenie.
- Nasz zespół się sypie i to tuż przed meczem z Bayernem.- stwierdziłam
- Nie damy się Bayernowi. Rozgromimy go!- zakrzyknęła pewnie Wiki
*********************************************************************************
Poranki były coraz chłodniejsze. Zbliżał się 23 września, równonoc jesienna. Niedawno minęły dokładnie dwa miesiące odkąd wprowadziłyśmy się tu. Dwa miesiące, w których tyle się wydarzyło: Łukasz, zniknięcie i odnalezienie Wiki, zamieszanie z transferem...
Zostało kilka dni do meczu z Bayernem. Atmosfera w zespole była nerwowa, ale nie było kłótni. Każda z nas była bardzo skupiona. Czasami aż za bardzo. Jednak nie martwiłyśmy się tym. Nerwówka miała dopiero nadejść....
Wiem, że ten rozdział nie grzeszy długością, ale w następnym będzie już lepiej :D
Pamiętajcie o komentowaniu, bo to bardzo motywuje! :P
- Widziałaś jak Kuba się w ciebie wpatrywał?- spytałam- Był wyraźnie zauroczony.
- Gadanie.- parsknęła
- Ale, ale! Ty też jesteś nim wniebowzięta!- zauważyłam
- Wcale nie! Skończ już!- odburknęła- Tobie i Łukaszowi też się powodzi...
- No wiesz co...
Nie dokończyłam, bo zadzwonił dzwonek. Za drzwiami stała... Ulrike! Zdziwiły mnie nieco jej odwiedziny, ale z chęcią zaprosiłam ją do środka.
- Witaj! Nie spodziewałyśmy się twojej wizyty.- powiedziałam radośnie
- Nie zajmę wam dużo czasu.- zaczęła powoli- Chcę was powiadomić o odejściu Mili.
- Jak to? Mila odchodzi?- zawołała Wiki- Dlaczego?
- Nie dogadała się z trenerem.
- W jakiej sprawie?- zapytałam
- Tego nie wiem, ale musiała to być ważna sprawa.- rzekła Ulrike- Dziewczyny, muszę iść. Umówiłam się z chłopakiem. Wpadłam tu, żeby wam o tym powiedzieć. Trzymajcie się!
Zamknęłam drzwi. Wiki miała nieme spojrzenie.
- Nasz zespół się sypie i to tuż przed meczem z Bayernem.- stwierdziłam
- Nie damy się Bayernowi. Rozgromimy go!- zakrzyknęła pewnie Wiki
*********************************************************************************
Poranki były coraz chłodniejsze. Zbliżał się 23 września, równonoc jesienna. Niedawno minęły dokładnie dwa miesiące odkąd wprowadziłyśmy się tu. Dwa miesiące, w których tyle się wydarzyło: Łukasz, zniknięcie i odnalezienie Wiki, zamieszanie z transferem...
Zostało kilka dni do meczu z Bayernem. Atmosfera w zespole była nerwowa, ale nie było kłótni. Każda z nas była bardzo skupiona. Czasami aż za bardzo. Jednak nie martwiłyśmy się tym. Nerwówka miała dopiero nadejść....
Wiem, że ten rozdział nie grzeszy długością, ale w następnym będzie już lepiej :D
Pamiętajcie o komentowaniu, bo to bardzo motywuje! :P
sobota, 22 czerwca 2013
Rozdział 12
Rano zadzwonił telefon. Odebrałam na oślep.
- Tak słucham..- wydukałam niewyraźnie
- Pani Patrycja Jarosz?- zapytał skrzekliwy głos- Tu doktor Greta Martens ze szpitala Miłosierdzia. Proszę o 13:00 odebrać panią Wiktorię Koś ze szpitala.
- Ale jak to? Już dzisiaj?- zdziwiłam się
- Pani znajoma wypisała się na własne życzenie, więc proszę po nią przyjechać.- poleciła mi pani doktor i rozłączyła się
- "No cóż..."- pomyślałam i zawinęłam się w kołdrę
*********************************************************************************
- Patrycja, pozwól tu na chwilę.- zawołał trener
- O Boże...- jęknęłam cicho
- Kiedy Wiki wróci do treningów? Brakuje jej w ataku.- powiedział trener
- Dzisiaj o 13:00 odbieram ją ze szpitala.- poinformowałam, ale bez entuzjazmu
- Wiesz już może co się z nią działo?- zapytał
- Nie. Ona nie chce nic mówić
- Pewnie ktoś ją zastraszył, żeby nie mówiła policji.- stwierdził trener
Tak, to by się zgadzało. Być może ktoś zabronił jej mówić, żeby sprawa nie trafiła do sądu. Jednakże Wiki powinna poinformować o tożsamości tego, który ją pobił.
- Trenerze, muszę po nią jechać. Wątpię, że dzisiaj jeszcze wrócę na stadion.- rzekłam
- Rozumiem. Nie martw się, możesz wziąć kilka dni urlopu.
- Dziękuję trenerze.
Pojechałam do domu i przebrałam się. Potem zajechałam pod szpital. Ona stała na schodach. Bez słowa wsiadła do samochodu. W czasie drogi próbowałam coś wyciągnąć z Wiki, ale na próżno. Była jak zahipnotyzowana. Podjeżdżając pod kamienicę zauważyłam dwie osoby stojące pod drzwiami. To był Łukasz i... Kuba. Czekali. Wysiadłam z wozu.
- Cześć Pati. Pamiętasz pewnie Kubę. Przyszliśmy zobaczyć jak się trzymasz.- powiedział
- Ja dobrze, ale ona...- zaczęłam i w tym momencie Wiki wyszła z samochodu.
Zdążyłam chwycić błysk w oczach Kuby, gdy ją ujrzał. Wyraźnie mu się spodobała. Siniaki zdążyły zblednąć co nieco, więc jej twarz była jaśniejsza.
- Cześć...- wyjąkał- Jestem Kuba, a ty?
- Wiki.- odparła ze spokojem i spojrzała na niego
Oboje się uśmiechnęli.
- "Chyba się sobie spodobali."- pomyślałam
- To co? Może pójdziemy na kawę?- wypalił Łukasz
- Raczej nie...- odparłam- Wiki jest zmęczona, musi odpocząć
- Wcale nie jestem zmęczona.- odrzekła na to- Z chęcią napiję się kawy.
Uśmiechnęła się. Pierwszy raz od kilku dni na jej twarzy zagościł uśmiech. Cieszyłam się z tego, bo wiedziałam, że teraz wszystko zacznie się układać.
Rozdział numer 12 napisany! Mam nadzieję, że wam się spodobał :P
Nie zapominajcie o komentarzach, bo są one dla mnie bardzo motywujące, dzięki nim wiem również czy podoba wam się to co piszę.. Więc do dzieła! Komentujcie :D
- Tak słucham..- wydukałam niewyraźnie
- Pani Patrycja Jarosz?- zapytał skrzekliwy głos- Tu doktor Greta Martens ze szpitala Miłosierdzia. Proszę o 13:00 odebrać panią Wiktorię Koś ze szpitala.
- Ale jak to? Już dzisiaj?- zdziwiłam się
- Pani znajoma wypisała się na własne życzenie, więc proszę po nią przyjechać.- poleciła mi pani doktor i rozłączyła się
- "No cóż..."- pomyślałam i zawinęłam się w kołdrę
*********************************************************************************
- Patrycja, pozwól tu na chwilę.- zawołał trener
- O Boże...- jęknęłam cicho
- Kiedy Wiki wróci do treningów? Brakuje jej w ataku.- powiedział trener
- Dzisiaj o 13:00 odbieram ją ze szpitala.- poinformowałam, ale bez entuzjazmu
- Wiesz już może co się z nią działo?- zapytał
- Nie. Ona nie chce nic mówić
- Pewnie ktoś ją zastraszył, żeby nie mówiła policji.- stwierdził trener
Tak, to by się zgadzało. Być może ktoś zabronił jej mówić, żeby sprawa nie trafiła do sądu. Jednakże Wiki powinna poinformować o tożsamości tego, który ją pobił.
- Trenerze, muszę po nią jechać. Wątpię, że dzisiaj jeszcze wrócę na stadion.- rzekłam
- Rozumiem. Nie martw się, możesz wziąć kilka dni urlopu.
- Dziękuję trenerze.
Pojechałam do domu i przebrałam się. Potem zajechałam pod szpital. Ona stała na schodach. Bez słowa wsiadła do samochodu. W czasie drogi próbowałam coś wyciągnąć z Wiki, ale na próżno. Była jak zahipnotyzowana. Podjeżdżając pod kamienicę zauważyłam dwie osoby stojące pod drzwiami. To był Łukasz i... Kuba. Czekali. Wysiadłam z wozu.
- Cześć Pati. Pamiętasz pewnie Kubę. Przyszliśmy zobaczyć jak się trzymasz.- powiedział
- Ja dobrze, ale ona...- zaczęłam i w tym momencie Wiki wyszła z samochodu.
Zdążyłam chwycić błysk w oczach Kuby, gdy ją ujrzał. Wyraźnie mu się spodobała. Siniaki zdążyły zblednąć co nieco, więc jej twarz była jaśniejsza.
- Cześć...- wyjąkał- Jestem Kuba, a ty?
- Wiki.- odparła ze spokojem i spojrzała na niego
Oboje się uśmiechnęli.
- "Chyba się sobie spodobali."- pomyślałam
- To co? Może pójdziemy na kawę?- wypalił Łukasz
- Raczej nie...- odparłam- Wiki jest zmęczona, musi odpocząć
- Wcale nie jestem zmęczona.- odrzekła na to- Z chęcią napiję się kawy.
Uśmiechnęła się. Pierwszy raz od kilku dni na jej twarzy zagościł uśmiech. Cieszyłam się z tego, bo wiedziałam, że teraz wszystko zacznie się układać.
Rozdział numer 12 napisany! Mam nadzieję, że wam się spodobał :P
Nie zapominajcie o komentarzach, bo są one dla mnie bardzo motywujące, dzięki nim wiem również czy podoba wam się to co piszę.. Więc do dzieła! Komentujcie :D
piątek, 21 czerwca 2013
Rozdział 11
Nie wiem ile godzin spałam, ale gdy się obudziłam, był już dzień. Leżałam na krzesłach szpitalnych przykryta kurtką Łukasza. Personel krzątał się po korytarzu. W tę i z powrotem.
- Hej, obudź się śpiochu!- powiedział Łukasz i lekko mnie szturchnął.
Poczułam zapach kawy, a konkretnie latte, którą uwielbiam. Podniosłam się z krzeseł.
- Która godzina?- spytałam zaspana
- Koło 12:00.- odparł
- Co?!- wrzasnęłam- przecież ja mam trening!
- Oj daj spokój...- uspokoił mnie Łukasz- jeden trening cię nie zbawi... A po za tym, masz ważniejszą sprawę na głowie.
Fakt. Wiki leży w szpitalu, a ja mam iść na trening? Nie, to nie wchodzi w grę.
- Boże... Kto mógł jej to zrobić? I dlaczego nic mi nie powiedziała?- pytałam natrętnie
- Może miała swój powód.- stwierdził Łukasz
- Tylko jaki?- zastanawiałam się.
Wiki zawsze była skryta. Ale przecież jesteśmy przyjaciółkami! Nie rozumiałam tego.
- Pati, jesteś zmęczona. Zaraz przyjedzie tu mój kumpel i zabierze nas do domu.- powiedział Łukasz
- Nie wiedziałam, że masz przyjaciela.- zdziwiłam się
- To teraz wiesz. Kuba jest moim przyjacielem od dawna. Poznaliśmy się w Borussi. Zaraz tu będzie.
Istotnie. Po pół godzinie do szpitala przyjechał Kuba. Wysoki, dobrze zbudowany blondyn o niebieskich oczach, okazał się naprawdę uprzejmym człowiekiem. Z chęcią podwiózł nas pod moją kamienicę. W czasie drogi opowiedziałam mu co nieco o mnie i o Wiki. Gdy mnie słuchał, w lusterku zobaczyłam jego spojrzenie, które wyrażało ciekawość. Był wyraźnie zainteresowany Wiktorią. Natomiast Łukasz miał w oczach... zazdrość! Nie mogłam pojąć, dlaczego. A może on...
- Jesteśmy.- zameldował Kuba
- Dzięki stary. Nie wiem co byśmy bez ciebie zrobili.- podziękował Łukasz
- Tak, bardzo nam pomogłeś.- dołączyłam się
- Cieszę się. Do zobaczenia wkrótce.- powiedział Kuba i odjechał
Zostaliśmy sami. Nogi uginały się pode mną, oczy same mi się zamykały. Byłam głodna i spragniona. Czułam się okropnie.
- Patrycja...- zaczął powoli Łukasz
Ledwo dosłyszałam co do mnie mówił. Byłam tak zmęczona, że nawet nie zauważyłam kiedy zaniósł mnie do mieszkania. Na chwilę oprzytomniałam, kiedy kładł mnie do łóżka.
- Dziękuję.- wyszeptałam i zasnęłam
Potem usłyszałam tylko dźwięk zamykanych drzwi.
I mamy rozdział numer 11 :P Mam nadzieję, że przypadł wam do gustu.
Jeżeli już tu jesteście komentujcie, to bardzo motywujące :D
- Hej, obudź się śpiochu!- powiedział Łukasz i lekko mnie szturchnął.
Poczułam zapach kawy, a konkretnie latte, którą uwielbiam. Podniosłam się z krzeseł.
- Która godzina?- spytałam zaspana
- Koło 12:00.- odparł
- Co?!- wrzasnęłam- przecież ja mam trening!
- Oj daj spokój...- uspokoił mnie Łukasz- jeden trening cię nie zbawi... A po za tym, masz ważniejszą sprawę na głowie.
Fakt. Wiki leży w szpitalu, a ja mam iść na trening? Nie, to nie wchodzi w grę.
- Boże... Kto mógł jej to zrobić? I dlaczego nic mi nie powiedziała?- pytałam natrętnie
- Może miała swój powód.- stwierdził Łukasz
- Tylko jaki?- zastanawiałam się.
Wiki zawsze była skryta. Ale przecież jesteśmy przyjaciółkami! Nie rozumiałam tego.
- Pati, jesteś zmęczona. Zaraz przyjedzie tu mój kumpel i zabierze nas do domu.- powiedział Łukasz
- Nie wiedziałam, że masz przyjaciela.- zdziwiłam się
- To teraz wiesz. Kuba jest moim przyjacielem od dawna. Poznaliśmy się w Borussi. Zaraz tu będzie.
Istotnie. Po pół godzinie do szpitala przyjechał Kuba. Wysoki, dobrze zbudowany blondyn o niebieskich oczach, okazał się naprawdę uprzejmym człowiekiem. Z chęcią podwiózł nas pod moją kamienicę. W czasie drogi opowiedziałam mu co nieco o mnie i o Wiki. Gdy mnie słuchał, w lusterku zobaczyłam jego spojrzenie, które wyrażało ciekawość. Był wyraźnie zainteresowany Wiktorią. Natomiast Łukasz miał w oczach... zazdrość! Nie mogłam pojąć, dlaczego. A może on...
- Jesteśmy.- zameldował Kuba
- Dzięki stary. Nie wiem co byśmy bez ciebie zrobili.- podziękował Łukasz
- Tak, bardzo nam pomogłeś.- dołączyłam się
- Cieszę się. Do zobaczenia wkrótce.- powiedział Kuba i odjechał
Zostaliśmy sami. Nogi uginały się pode mną, oczy same mi się zamykały. Byłam głodna i spragniona. Czułam się okropnie.
- Patrycja...- zaczął powoli Łukasz
Ledwo dosłyszałam co do mnie mówił. Byłam tak zmęczona, że nawet nie zauważyłam kiedy zaniósł mnie do mieszkania. Na chwilę oprzytomniałam, kiedy kładł mnie do łóżka.
- Dziękuję.- wyszeptałam i zasnęłam
Potem usłyszałam tylko dźwięk zamykanych drzwi.
I mamy rozdział numer 11 :P Mam nadzieję, że przypadł wam do gustu.
Jeżeli już tu jesteście komentujcie, to bardzo motywujące :D
czwartek, 20 czerwca 2013
Rozdział 10
- Dzwoniłam do niej z milion razy, ale nikt nie odbierał! Gdzie ona może być?- panikowałam
- Patrycja, uspokój się! Wiki na pewno się znajdzie!- zapewnił mnie Łukasz
- Nie wiem co robić...- rzekłam i rozpłakałam się
Ku mojemu zdziwieniu, Łukasz podszedł do mnie i ... przytulił mnie. Moje łzy wsiąkały w jego błękitną koszulę.
- Spokojnie... Ona się odnajdzie, zobaczysz.- mówił powoli- Nie zostawię cię tak z tym.
Ulżyło mi. Cieszyłam się, że mam w Łukaszu wsparcie. Zdziwiło mnie to, jak szybko i chętnie do mnie przyjechał.
- Wiesz co... Mam pomysł.- zaczął- Chodźmy jej szukać na własną rękę.
- Teraz? Jest 20:12. Zanim wrócimy zrobi się ciemno.- powiedziałam
- Boisz się?- zapytał z uśmiechem
- A dziwisz się? Może mieszkam tu od 2 miesięcy, ale dobrze tego miasta nie znam.- odparłam z pretensją
- Nie gniewaj się.- prosił Łukasz
- Chodźmy lepiej poszukać Wiki.- oznajmiłam stanowczo
Wyszliśmy. Na dworze słońce jeszcze przygrzewało i było ciepło. Najpierw poszliśmy na rynek, potem na pobliski plac i pytaliśmy przechodniów o Wiktorię. Przetrząsnęliśmy całe miasto, każdy budynek, każdą uliczkę. Szukaliśmy cztery godziny. Bez skutku.
- Chyba musimy już wracać...- powiedział Łukasz i ziewnął mocno
- Nie! Czuję, że Wiki jest blisko.- odparłam
W ciemnym zaułku zauważyłam osobę w pobrudzonym ubraniu. Siedziała na skrzyni. Postanowiłam podejść i zapytać o moją przyjaciółkę. Może coś o niej wiedziała? Podeszłam niepewnie.
- Przepraszam...- zaczęłam
Zauważyłam, że była to kobieta.
- Przepraszam...- powiedziałam znowu.
Zero reakcji. Nie zwracała na mnie uwagi.
- Przepraszam. Czy nie widziała może pani tej osoby?- powiedziałam głośno, pokazując zdjęcie Wiki.
Kobieta wzięła zdjęcie do ręki. Zauważyłam, że po policzkach ciekły jej łzy.
- Owszem, widziałam...- rzekła smutno
Jej głos kogoś mi przypominał. Nie wiedziałam tylko kogo.
- Może pani powiedzieć gdzie i kiedy?- ciągnęłam
- Chyba nie muszę, Patrycjo...- odparła z jeszcze większym smutkiem
- Skąd pani...- zaczęłam, ale nie skończyłam
Owa kobieta podniosła głowę i spojrzała na mnie. To była Wiki! Jej twarz była cała w siniakach, miała podbite oko i ranę na czole. Nie mogłam uwierzyć w to co zobaczyłam. Dopiero głos Łukasza ściągnął mnie na ziemię.
- Patrycja, znasz tą kobietę?- zapytał i po chwili sam odpowiedział sobie na to pytanie. Rozpoznał w niej Wiktorię.
- Znalazłaś ją!- krzyknął radośnie
Ja jednak nie cieszyłam się. Zastanawiało mnie to, kto tak ją pobił, bo to, że pobił było pewne. Widziałam w oczach Wiki strach i ból. Czułam, że chce wrócić do domu, ale nie może.
- Kto ci to zrobił?- zapytałam stanowczo
- Nie pytaj, bo i tak nie odpowiem. Po prostu chodźmy do domu.- poprosiła i chciała wstać, ale gdy tylko to zrobiła, zemdlała.
- Dzwonię po karetkę. Nie ma na co czekać.- powiedział Łukasz i wyjął telefon
Trzymałam Wiktorię w objęciach, próbując ją rozgrzać. Gdzie była, z kim i dlaczego? Tego nie mogłam rozgryźć.
Mamy 10 rozdział. Jak myślicie, kto zrobił to Wiki? Czekam na wasze komentarze :D
Jutro ukaże się kolejny rozdział :D
Komentujesz ----> Motywujesz mnie! :P
- Patrycja, uspokój się! Wiki na pewno się znajdzie!- zapewnił mnie Łukasz
- Nie wiem co robić...- rzekłam i rozpłakałam się
Ku mojemu zdziwieniu, Łukasz podszedł do mnie i ... przytulił mnie. Moje łzy wsiąkały w jego błękitną koszulę.
- Spokojnie... Ona się odnajdzie, zobaczysz.- mówił powoli- Nie zostawię cię tak z tym.
Ulżyło mi. Cieszyłam się, że mam w Łukaszu wsparcie. Zdziwiło mnie to, jak szybko i chętnie do mnie przyjechał.
- Wiesz co... Mam pomysł.- zaczął- Chodźmy jej szukać na własną rękę.
- Teraz? Jest 20:12. Zanim wrócimy zrobi się ciemno.- powiedziałam
- Boisz się?- zapytał z uśmiechem
- A dziwisz się? Może mieszkam tu od 2 miesięcy, ale dobrze tego miasta nie znam.- odparłam z pretensją
- Nie gniewaj się.- prosił Łukasz
- Chodźmy lepiej poszukać Wiki.- oznajmiłam stanowczo
Wyszliśmy. Na dworze słońce jeszcze przygrzewało i było ciepło. Najpierw poszliśmy na rynek, potem na pobliski plac i pytaliśmy przechodniów o Wiktorię. Przetrząsnęliśmy całe miasto, każdy budynek, każdą uliczkę. Szukaliśmy cztery godziny. Bez skutku.
- Chyba musimy już wracać...- powiedział Łukasz i ziewnął mocno
- Nie! Czuję, że Wiki jest blisko.- odparłam
W ciemnym zaułku zauważyłam osobę w pobrudzonym ubraniu. Siedziała na skrzyni. Postanowiłam podejść i zapytać o moją przyjaciółkę. Może coś o niej wiedziała? Podeszłam niepewnie.
- Przepraszam...- zaczęłam
Zauważyłam, że była to kobieta.
- Przepraszam...- powiedziałam znowu.
Zero reakcji. Nie zwracała na mnie uwagi.
- Przepraszam. Czy nie widziała może pani tej osoby?- powiedziałam głośno, pokazując zdjęcie Wiki.
Kobieta wzięła zdjęcie do ręki. Zauważyłam, że po policzkach ciekły jej łzy.
- Owszem, widziałam...- rzekła smutno
Jej głos kogoś mi przypominał. Nie wiedziałam tylko kogo.
- Może pani powiedzieć gdzie i kiedy?- ciągnęłam
- Chyba nie muszę, Patrycjo...- odparła z jeszcze większym smutkiem
- Skąd pani...- zaczęłam, ale nie skończyłam
Owa kobieta podniosła głowę i spojrzała na mnie. To była Wiki! Jej twarz była cała w siniakach, miała podbite oko i ranę na czole. Nie mogłam uwierzyć w to co zobaczyłam. Dopiero głos Łukasza ściągnął mnie na ziemię.
- Patrycja, znasz tą kobietę?- zapytał i po chwili sam odpowiedział sobie na to pytanie. Rozpoznał w niej Wiktorię.
- Znalazłaś ją!- krzyknął radośnie
Ja jednak nie cieszyłam się. Zastanawiało mnie to, kto tak ją pobił, bo to, że pobił było pewne. Widziałam w oczach Wiki strach i ból. Czułam, że chce wrócić do domu, ale nie może.
- Kto ci to zrobił?- zapytałam stanowczo
- Nie pytaj, bo i tak nie odpowiem. Po prostu chodźmy do domu.- poprosiła i chciała wstać, ale gdy tylko to zrobiła, zemdlała.
- Dzwonię po karetkę. Nie ma na co czekać.- powiedział Łukasz i wyjął telefon
Trzymałam Wiktorię w objęciach, próbując ją rozgrzać. Gdzie była, z kim i dlaczego? Tego nie mogłam rozgryźć.
Mamy 10 rozdział. Jak myślicie, kto zrobił to Wiki? Czekam na wasze komentarze :D
Jutro ukaże się kolejny rozdział :D
Komentujesz ----> Motywujesz mnie! :P
środa, 19 czerwca 2013
Rozdział 9
Szybko zjadłam śniadanie i ubrałam się. Za pół godziny zaczynał się trening.
- Wiki! Wyłaź z pokoju! Musimy się szykować!- zawołałam i weszłam do jej pokoju- Wiki, wstawaj...- podeszłam i odchyliłam kołdrę. Lecz zamiast mojej kumpeli zobaczyłam... dużego, pluszowego misia. Podmuch wiatru rozchylił firany. Dopiero teraz zorientowałam się, że okno jest otwarte.
- "Wiki uciekła? Ale dokąd?"- pytałam sama siebie
To było dziwne. Zadzwoniłam do niej, ale nie odebrała.
-"Może poszła już na stadion?"- zastanawiałam się
Pomyślałam, że pojadę na stadion i tam się spotkamy.
-"A nóż widelec będzie?"
Podjechałam pod bramę stadionu. Dziewczyny już tam były.
- Cześć Pati!- zawołała z daleka Ulrike.- Gdzie masz Wiki?
- Nie było jej kiedy wychodziłam. Myślałam, że jest z wami.- powiedziałam lekko zdezorientowana
Dziewczyny strzeliły karpika. Były tak samo zdziwione, jak ja.
- Może ma jakiś problem?- rzuciła Mila
- Pewnie tak.- przytaknęła Martha
- Pati, może nie znam Wiki tak długo jak ty, ale po niej od razu widać, że jest inna.- powiedziała Anna
To fakt. Wiktoria zawsze wyróżniała się spośród innych. Inny wygląd, inne poglądy i zainteresowania. Tylko jedno nas łączyło: miłość do piłki. Może rzeczywiście coś się stało i nie chce mi o tym powiedzieć?
Na treningu nie mogłam się na niczym skupić. Trener też pytał o Wiktorię. Wszyscy się o nią martwili, a ja najbardziej. Wierzyłam, że gdy wrócę do domu, ona już tam będzie czekać! Ta myśl mnie nie opuszczała.
Po powrocie do mieszkania nie zastałam w nim Wiki. Przeszukałam wszystkie pokoje, ale nie znalazłam nic, co wskazywałoby, że tu była. W pewnym momencie moim oczom ukazała się kartka z bloku. Podniosłam ją i moim oczom ukazały się słowa: "Pati. przepraszam. Musiałam."
Listu nie podpisano, ale wiedziałam, że to pisała ona. To było jej pismo. Spanikowałam.
-"Boże, a jeśli coś jej się stało? A może ktoś ją porwał? A może... zabił?"- myślałam chaotycznie.
Zadzwoniłam na policję żeby zgłosić zaginięcie, ale nie udało się. Uprzejmy policjant powiadomił mnie, że aby zgłosić ów zaginięcie musi upłynąć 48 godzin. Podziękowałam więc mu i rzuciłam słuchawką. Pod wpływem impulsu zadzwoniłam do Łukasza.
- Łukasz... Pomóż mi... Wiki zniknęła, a ja nie wiem co robić.- jęknęłam z płaczem
- Czemu płaczesz? Nie martw się. Zaraz przyjadę do ciebie. Podaj adres!- zażądał Łukasz
Podałam adres i zaczęłam czekać na niego. Cały czas bałam się o Wiki. Byłam bezradna. Jeszcze raz przeczytałam list, który zostawiła.
- Co przede mną ukrywasz, kochana?- zapytałam na głos i gorzko zapłakałam.
Jak myślicie, co będzie z Wiki? Znajdzie się, czy może nie? Piszczcie w komentarzach :D
Komentujesz -----> Motywujesz mnie :P
- Wiki! Wyłaź z pokoju! Musimy się szykować!- zawołałam i weszłam do jej pokoju- Wiki, wstawaj...- podeszłam i odchyliłam kołdrę. Lecz zamiast mojej kumpeli zobaczyłam... dużego, pluszowego misia. Podmuch wiatru rozchylił firany. Dopiero teraz zorientowałam się, że okno jest otwarte.
- "Wiki uciekła? Ale dokąd?"- pytałam sama siebie
To było dziwne. Zadzwoniłam do niej, ale nie odebrała.
-"Może poszła już na stadion?"- zastanawiałam się
Pomyślałam, że pojadę na stadion i tam się spotkamy.
-"A nóż widelec będzie?"
Podjechałam pod bramę stadionu. Dziewczyny już tam były.
- Cześć Pati!- zawołała z daleka Ulrike.- Gdzie masz Wiki?
- Nie było jej kiedy wychodziłam. Myślałam, że jest z wami.- powiedziałam lekko zdezorientowana
Dziewczyny strzeliły karpika. Były tak samo zdziwione, jak ja.
- Może ma jakiś problem?- rzuciła Mila
- Pewnie tak.- przytaknęła Martha
- Pati, może nie znam Wiki tak długo jak ty, ale po niej od razu widać, że jest inna.- powiedziała Anna
To fakt. Wiktoria zawsze wyróżniała się spośród innych. Inny wygląd, inne poglądy i zainteresowania. Tylko jedno nas łączyło: miłość do piłki. Może rzeczywiście coś się stało i nie chce mi o tym powiedzieć?
Na treningu nie mogłam się na niczym skupić. Trener też pytał o Wiktorię. Wszyscy się o nią martwili, a ja najbardziej. Wierzyłam, że gdy wrócę do domu, ona już tam będzie czekać! Ta myśl mnie nie opuszczała.
Po powrocie do mieszkania nie zastałam w nim Wiki. Przeszukałam wszystkie pokoje, ale nie znalazłam nic, co wskazywałoby, że tu była. W pewnym momencie moim oczom ukazała się kartka z bloku. Podniosłam ją i moim oczom ukazały się słowa: "Pati. przepraszam. Musiałam."
Listu nie podpisano, ale wiedziałam, że to pisała ona. To było jej pismo. Spanikowałam.
-"Boże, a jeśli coś jej się stało? A może ktoś ją porwał? A może... zabił?"- myślałam chaotycznie.
Zadzwoniłam na policję żeby zgłosić zaginięcie, ale nie udało się. Uprzejmy policjant powiadomił mnie, że aby zgłosić ów zaginięcie musi upłynąć 48 godzin. Podziękowałam więc mu i rzuciłam słuchawką. Pod wpływem impulsu zadzwoniłam do Łukasza.
- Łukasz... Pomóż mi... Wiki zniknęła, a ja nie wiem co robić.- jęknęłam z płaczem
- Czemu płaczesz? Nie martw się. Zaraz przyjadę do ciebie. Podaj adres!- zażądał Łukasz
Podałam adres i zaczęłam czekać na niego. Cały czas bałam się o Wiki. Byłam bezradna. Jeszcze raz przeczytałam list, który zostawiła.
- Co przede mną ukrywasz, kochana?- zapytałam na głos i gorzko zapłakałam.
Jak myślicie, co będzie z Wiki? Znajdzie się, czy może nie? Piszczcie w komentarzach :D
Komentujesz -----> Motywujesz mnie :P
wtorek, 18 czerwca 2013
Rozdział 8
- Patrycja! Pośpisz się! Jest za piętnaście ósma, a ty jeszcze w kapciach!- wrzasnęła Wiki
- Już! Szukam butów! Nie widziałaś gdzieś moich szpilek?- spytałam
- Ostatnim razem byłaś tak przejęta, że włożyłaś je do lodówki. Idź sprawdzić.- zaśmiała się
Buty rzeczywiście były w lodówce. "O czym ja myślałam, gdy je tu kładłam?"
- Pati... Jest za dziesięć ósma! Spóźnisz się na swoją pierwszą randkę!- ponagliła mnie Wiki
- Już idę!- zawołałam i wybiegłam z łazienki
Wiki postanowiła, że mnie podwiezie. "Jak dobrze, że ją mam."- pomyślałam
Zajechałyśmy pod kawiarnię z piskiem opon. Wypadłam z samochodu jak oparzona i wskoczyłam do środka. Łukasz już tam siedział i czekał. Był zdenerwowany i to było widać. Gdy mnie zobaczył, uśmiechnął się i wstał. Ubrał się elegancko, nawet bardzo elegancko. Spokojnym krokiem podszedł do mnie.
- Myślałem, że już nie przyjdziesz.- powiedział z nieznikającym wciąż uśmiechem
- Miałabym sobie odpuścić? Nigdy w życiu!- zapewniłam
Usiedliśmy przy oknie i zamówiliśmy latte. Łukasz rozpoczął rozmowę.
- Wiem, że jesteś Polką i przyjechałaś z Warszawy. Możesz powiedzieć mi coś więcej o sobie?- zapytał
- Oczywiście. Mam 25 lat, niedawno ukończyłam szkołę budowlaną, przyjechałam tu z przyjaciółką, do pracy.- powiadomiłam
- Do pracy? A czym się zajmujesz?
- Gram w piłkę nożną.- wypaliłam
Dopiero po chwili dotarło do mnie, co powiedziałam. Spojrzałam na Łukasza. Był wyraźnie zdezorientowany.
- Piłka nożna? Nie sądziłem, że...- zaczął
Że.....?
- Że taka osoba jak ty, może pasjonować się piłką.- dokończył
- Taka osoba jak ja? Co chcesz przez to powiedzieć?- ciągnęłam go za język
- No... Myślałem, że tańczysz. Wydajesz się zbyt delikatna i... subtelna, żeby grać...- wydukał
Delikatna i subtelna... Pierwszy raz ktoś tak o mnie powiedział. Zaczerwieniłam się. Łukasz to zauważył, ale nic nie powiedział.
- No cóż... To może teraz ja opowiem o sobie.- zaczął pewnie- Mam 28 lat, jestem piłkarzem, gram w Borussi na pozycji obrońcy. Pochodzę z Zabrza.
- Ciekawy życiorys.- zaśmiałam się
- Twój także. Chyba ciekawszy niż mój.- odparł z uśmiechem
Oboje zaczęliśmy się śmiać. Zegar w kawiarni wskazywał dziewiątą dziesięć. Siedzieliśmy tu ponad godzinę. Nagle przypomniałam sobie ważną rzecz.
- Łukasz przepraszam, ale muszę już iść. Jutro mam trening.- poinformowałam i zaczęłam się zbierać do wyjścia
- Czekaj!- zawołał i złapał mnie za rękę
Zrobiło mi się gorąco.
- Spotkałabyś się ze mną jutro?- zapytał niepewnie
- Jutro?- jęknęłam- Ehh.. Tak, z przyjemnością
Uśmiechnęłam się i wyszłam z kawiarni. Zanim wsiadłam do taksówki, spojrzałam się na niego. Był uśmiechnięty i zadowolony. Odetchnęłam więc z ulgą.
Proszę. Rozdział 8 gotowy. Teraz czekam na waszą motywację, którą dajecie mi poprzez komentarze :D
- Już! Szukam butów! Nie widziałaś gdzieś moich szpilek?- spytałam
- Ostatnim razem byłaś tak przejęta, że włożyłaś je do lodówki. Idź sprawdzić.- zaśmiała się
Buty rzeczywiście były w lodówce. "O czym ja myślałam, gdy je tu kładłam?"
- Pati... Jest za dziesięć ósma! Spóźnisz się na swoją pierwszą randkę!- ponagliła mnie Wiki
- Już idę!- zawołałam i wybiegłam z łazienki
Wiki postanowiła, że mnie podwiezie. "Jak dobrze, że ją mam."- pomyślałam
Zajechałyśmy pod kawiarnię z piskiem opon. Wypadłam z samochodu jak oparzona i wskoczyłam do środka. Łukasz już tam siedział i czekał. Był zdenerwowany i to było widać. Gdy mnie zobaczył, uśmiechnął się i wstał. Ubrał się elegancko, nawet bardzo elegancko. Spokojnym krokiem podszedł do mnie.
- Myślałem, że już nie przyjdziesz.- powiedział z nieznikającym wciąż uśmiechem
- Miałabym sobie odpuścić? Nigdy w życiu!- zapewniłam
Usiedliśmy przy oknie i zamówiliśmy latte. Łukasz rozpoczął rozmowę.
- Wiem, że jesteś Polką i przyjechałaś z Warszawy. Możesz powiedzieć mi coś więcej o sobie?- zapytał
- Oczywiście. Mam 25 lat, niedawno ukończyłam szkołę budowlaną, przyjechałam tu z przyjaciółką, do pracy.- powiadomiłam
- Do pracy? A czym się zajmujesz?
- Gram w piłkę nożną.- wypaliłam
Dopiero po chwili dotarło do mnie, co powiedziałam. Spojrzałam na Łukasza. Był wyraźnie zdezorientowany.
- Piłka nożna? Nie sądziłem, że...- zaczął
Że.....?
- Że taka osoba jak ty, może pasjonować się piłką.- dokończył
- Taka osoba jak ja? Co chcesz przez to powiedzieć?- ciągnęłam go za język
- No... Myślałem, że tańczysz. Wydajesz się zbyt delikatna i... subtelna, żeby grać...- wydukał
Delikatna i subtelna... Pierwszy raz ktoś tak o mnie powiedział. Zaczerwieniłam się. Łukasz to zauważył, ale nic nie powiedział.
- No cóż... To może teraz ja opowiem o sobie.- zaczął pewnie- Mam 28 lat, jestem piłkarzem, gram w Borussi na pozycji obrońcy. Pochodzę z Zabrza.
- Ciekawy życiorys.- zaśmiałam się
- Twój także. Chyba ciekawszy niż mój.- odparł z uśmiechem
Oboje zaczęliśmy się śmiać. Zegar w kawiarni wskazywał dziewiątą dziesięć. Siedzieliśmy tu ponad godzinę. Nagle przypomniałam sobie ważną rzecz.
- Łukasz przepraszam, ale muszę już iść. Jutro mam trening.- poinformowałam i zaczęłam się zbierać do wyjścia
- Czekaj!- zawołał i złapał mnie za rękę
Zrobiło mi się gorąco.
- Spotkałabyś się ze mną jutro?- zapytał niepewnie
- Jutro?- jęknęłam- Ehh.. Tak, z przyjemnością
Uśmiechnęłam się i wyszłam z kawiarni. Zanim wsiadłam do taksówki, spojrzałam się na niego. Był uśmiechnięty i zadowolony. Odetchnęłam więc z ulgą.
Proszę. Rozdział 8 gotowy. Teraz czekam na waszą motywację, którą dajecie mi poprzez komentarze :D
poniedziałek, 17 czerwca 2013
Rozdział 7
Wpatrywałam się w karteczkę z numerem Łukasza i wciąż nie mogłam uwierzyć w to co się stało. Czy ja naprawdę go spotkałam? Czy on rzeczywiście dał mi swój numer? Zazwyczaj wierzę w cuda, ale to już była przesada.
- Co ty tak miętolisz tą karteczkę? Uważaj, bo ją porwiesz.- przestrzegała mnie Wiki
- Co mam robić?- spytałam bezradnie
- Może zadzwoń? Cyba po to dał ci swój numer. No chyba, że się mylę.- odparła z sarkazmem
- Masz rację. Zadzwonię.- postanowiłam i wyprostowałam się- Ale kiedy?
- Najlepiej teraz.- rzuciła Wiki
Brrr... Myśl, że w tym momencie mam zadzwonić do faceta, który mi się podoba, przyprawiała mnie o dreszcze. Wykręciłam numer. W słuchawce, po chwili czekania, odezwał się miły głos.
- Tak słucham.
- Cześć...- zaczęłam niepewnie- Mówi Patrycja, ta z kawiarni. Dałeś mi swój numer.
- Pamiętam. Piękna Szatynka pijąca latte.- zaśmiał się- Cieszę się, że dzwonisz. Czekałem na ten telefon bardzo długo.
W tym momencie serce zaczęło mi mocniej bić.
- Napawdę?- spytałam
- Oczywiście. Tylko głupiec by nie czekał.- zapewnił- Skoro już dzwonisz, chciałbym cię o coś zapytać.
- Mów.- ponagliłam
- No więc... Czy umówiłabyś się ze mną? Poszlibyśmy do kina, potem może na kawę... Co ty na to?
Zatkało mnie. Pierwszy raz w życiu nie wiedziałam co mam odpowiedzieć. "Wiki wiedziałaby co robić. Dlaczego jej tu nie ma?! Jak na złość musiała akurat teraz wyjść!" Denerwowałam się. Łukasz czekał.
- Halo! Jesteś tam? Patrycja!
- Jestem.- odparłam
- To co? Zgadzasz się? Czy może już mam zacząć płakać?- powiedział ze śmiechem
- Zgadzam się.- rzekłam pewnie
- Wspaniale! Bądź w tej samej kawiarni co ostatnio, jutro o 20:00. Będę tam na ciebie czekał.
- Będę napewno.- zapewniłam i rozłączyłam się
Stało się. Umówiłam się z Łukaszem. "Boże w co ja się ubiorę? I co na to Wiki?". Nie mogłam uwierzyć w to, co przed chwilą się stało...
Proszę :D Oto kolejny rozdział, mam nadzieję, że wam się podoba :D
Komentujesz ------> Motywujesz mnie! :P
- Co ty tak miętolisz tą karteczkę? Uważaj, bo ją porwiesz.- przestrzegała mnie Wiki
- Co mam robić?- spytałam bezradnie
- Może zadzwoń? Cyba po to dał ci swój numer. No chyba, że się mylę.- odparła z sarkazmem
- Masz rację. Zadzwonię.- postanowiłam i wyprostowałam się- Ale kiedy?
- Najlepiej teraz.- rzuciła Wiki
Brrr... Myśl, że w tym momencie mam zadzwonić do faceta, który mi się podoba, przyprawiała mnie o dreszcze. Wykręciłam numer. W słuchawce, po chwili czekania, odezwał się miły głos.
- Tak słucham.
- Cześć...- zaczęłam niepewnie- Mówi Patrycja, ta z kawiarni. Dałeś mi swój numer.
- Pamiętam. Piękna Szatynka pijąca latte.- zaśmiał się- Cieszę się, że dzwonisz. Czekałem na ten telefon bardzo długo.
W tym momencie serce zaczęło mi mocniej bić.
- Napawdę?- spytałam
- Oczywiście. Tylko głupiec by nie czekał.- zapewnił- Skoro już dzwonisz, chciałbym cię o coś zapytać.
- Mów.- ponagliłam
- No więc... Czy umówiłabyś się ze mną? Poszlibyśmy do kina, potem może na kawę... Co ty na to?
Zatkało mnie. Pierwszy raz w życiu nie wiedziałam co mam odpowiedzieć. "Wiki wiedziałaby co robić. Dlaczego jej tu nie ma?! Jak na złość musiała akurat teraz wyjść!" Denerwowałam się. Łukasz czekał.
- Halo! Jesteś tam? Patrycja!
- Jestem.- odparłam
- To co? Zgadzasz się? Czy może już mam zacząć płakać?- powiedział ze śmiechem
- Zgadzam się.- rzekłam pewnie
- Wspaniale! Bądź w tej samej kawiarni co ostatnio, jutro o 20:00. Będę tam na ciebie czekał.
- Będę napewno.- zapewniłam i rozłączyłam się
Stało się. Umówiłam się z Łukaszem. "Boże w co ja się ubiorę? I co na to Wiki?". Nie mogłam uwierzyć w to, co przed chwilą się stało...
Proszę :D Oto kolejny rozdział, mam nadzieję, że wam się podoba :D
Komentujesz ------> Motywujesz mnie! :P
niedziela, 16 czerwca 2013
Rozdział 6
- Mieszkanie ma 173m. Kuchnia łazienka i trzy pokoje. Dodatkowo balkon i widok na Signal Iduna Park. Całość na 6 piętrze.- wyliczyła pani Muller.
To ona chciała sprzedać mieszkanie. Szczerze mówiąc, trochę się jej dziwię. Kwatera była przepiękna. Duże, przestronne wnętrza, jasne i ciepłe kolory, cudowny widok z okien. Do tego wszystko już było urządzone. Cena też nie była zbyt wygórowana, co wzbudzało niepokój Wiktorii.
- Dlaczego chce pani sprzedać to lokum?- zapytała
- Cóż... Wiążą mnie z nim przykre wspomnienia... Chcę się wynieść z Dortmundu, to miasto nie przyniosło mi szczęścia...- powiedziała smutno, a w jej oczach pojawiły się łzy.
- Ale..- zaczęła Wiki, ale nie dokończyła, bo szturchnęłam ją mocno.
Nie pozwoliłam jej dokończyć, żeby nie drażnić pani Muller. Była to niska, drobna, długowłosa blondynka. Miała okołu czterdziestu pięciu lat, lecz wyglądała znacznie młodziej. Widać było po jej twarzy, że ma delikatne usposobienie. Dlatego też, postanowiłam nie ciągnąć tematu.
- Kiedy będziemy mogły się wprowadzić? Oczywiście kupujemy to lokum. - poinformowałam
- Wydaje mi się, że nawet dzisiaj
- To wspaniale!- zakrzyknęła Wiki
Tego samego dnia wpłaciłyśmy całą należność i zamieszkałyśmy w naszym nowym domu.
Po południu, po treningu wybrałyśmy się do kawiarni na ciasto. Moją uwagę zwrócił mężczyzna siedzący przy oknie. Krótko ścięty szatyn, w białej bluzce w paski i ciemnych dżinsach, nie wyglądał na Niemca. Na krześle wisiała czarna bluza. Dostrzegłam na niej... logo BVB! "Niemożliwe! Czyżby to był..." Nie dokończyłam, bo ów chłopak zauważył, że się w niego wpatruję. Zaczerwieniłam się, a na jego twarzy pojawił się uśmiech. Wstał i począł iść w moją stronę.
"O nie! Idzie tu! Pomocy! Ratunku!" krzyczałam w myślach. Chciałam uciec, ale było już za późno...
- Cześć! Mogę się dosiąść?- zapytał z uśmiechem
- Tak, proszę...- wyjąkałam
- Widzę, że pijesz latte. Też je lubię.- zaczął- Jesteś tu z kimś?
- Owszem...z.. przyjaciółką.- wydukałam
Serce podeszło mi do gardła.
- Jestem Łukasz, a ty?- przedstawił się
- Patrycja.
- Skąd przyjechałaś?
- Z Warszawy.
- Tak myślałem, że jesteś Polką. Za ładna jesteś na Niemkę.- odparł z uśmiechem- Słuchaj tu jest mój numer. Jeśli możesz, to zadzwoń.- wzięłam karteczkę, którą dał mi Łukasz, a on oddalił się do drzwi. Przed wyjściem posłał ciepłe spojrzenie.
- O matko....- jęknęłam i pobiegłam po Wiki.
Mam nadzieję, że się podoba. Proszę was o opinię. Komentujesz ----> Motywujesz mnie :D
To ona chciała sprzedać mieszkanie. Szczerze mówiąc, trochę się jej dziwię. Kwatera była przepiękna. Duże, przestronne wnętrza, jasne i ciepłe kolory, cudowny widok z okien. Do tego wszystko już było urządzone. Cena też nie była zbyt wygórowana, co wzbudzało niepokój Wiktorii.
- Dlaczego chce pani sprzedać to lokum?- zapytała
- Cóż... Wiążą mnie z nim przykre wspomnienia... Chcę się wynieść z Dortmundu, to miasto nie przyniosło mi szczęścia...- powiedziała smutno, a w jej oczach pojawiły się łzy.
- Ale..- zaczęła Wiki, ale nie dokończyła, bo szturchnęłam ją mocno.
Nie pozwoliłam jej dokończyć, żeby nie drażnić pani Muller. Była to niska, drobna, długowłosa blondynka. Miała okołu czterdziestu pięciu lat, lecz wyglądała znacznie młodziej. Widać było po jej twarzy, że ma delikatne usposobienie. Dlatego też, postanowiłam nie ciągnąć tematu.
- Kiedy będziemy mogły się wprowadzić? Oczywiście kupujemy to lokum. - poinformowałam
- Wydaje mi się, że nawet dzisiaj
- To wspaniale!- zakrzyknęła Wiki
Tego samego dnia wpłaciłyśmy całą należność i zamieszkałyśmy w naszym nowym domu.
Po południu, po treningu wybrałyśmy się do kawiarni na ciasto. Moją uwagę zwrócił mężczyzna siedzący przy oknie. Krótko ścięty szatyn, w białej bluzce w paski i ciemnych dżinsach, nie wyglądał na Niemca. Na krześle wisiała czarna bluza. Dostrzegłam na niej... logo BVB! "Niemożliwe! Czyżby to był..." Nie dokończyłam, bo ów chłopak zauważył, że się w niego wpatruję. Zaczerwieniłam się, a na jego twarzy pojawił się uśmiech. Wstał i począł iść w moją stronę.
"O nie! Idzie tu! Pomocy! Ratunku!" krzyczałam w myślach. Chciałam uciec, ale było już za późno...
- Cześć! Mogę się dosiąść?- zapytał z uśmiechem
- Tak, proszę...- wyjąkałam
- Widzę, że pijesz latte. Też je lubię.- zaczął- Jesteś tu z kimś?
- Owszem...z.. przyjaciółką.- wydukałam
Serce podeszło mi do gardła.
- Jestem Łukasz, a ty?- przedstawił się
- Patrycja.
- Skąd przyjechałaś?
- Z Warszawy.
- Tak myślałem, że jesteś Polką. Za ładna jesteś na Niemkę.- odparł z uśmiechem- Słuchaj tu jest mój numer. Jeśli możesz, to zadzwoń.- wzięłam karteczkę, którą dał mi Łukasz, a on oddalił się do drzwi. Przed wyjściem posłał ciepłe spojrzenie.
- O matko....- jęknęłam i pobiegłam po Wiki.
Mam nadzieję, że się podoba. Proszę was o opinię. Komentujesz ----> Motywujesz mnie :D
sobota, 15 czerwca 2013
Rozdział 5
Pierwszy trening był nawet niezły. Trener dał nam w kość, ale w szatni normalnie z nami rozmawiał. Z wszystkich dziewczyn w pamięć wryło mi się sześć: Ulrike- kapitanka, gra na pozycji obrońcy, Martha- bramkarz, Anna- prawy obrońca, Mike- napastnik, Mila- lewy pomocnik i Hannah- prawy pomocnik. Dziewczyny zaprezentowały się ciekawie. Każda z nich posiada niebywałą technikę i umiejętności, a do tego cechuje je niezwykła uroda.
- Czuję, że stworzymy zgrany zespół. Kto wie, może nawet wygramy Ligę Mistrzów!- powiedziała Wiki- Mówię ci to miasto jest nam przychylne.
- Ty i ta twoja wyobraźnia...- odparłam i spojrzałam na nią z politowaniem.
- Pati musimy znaleźć jakieś mieszkanie. Nie możemy ciągle mieszkać w hotelu. W końcu chyba są jakieś wolne kwatery.
- Wątpisz w to? Przecież to Dortmund.- zauważyłam
Wsiadłyśmy do taksówki. W czasie jazdy przewertowałyśmy gazetę, a konkretnie rubrykę z ogłoszeniami. Znalazłyśmy nawet ciekawą ofertę. Postanowiłyśmy zadzwonić od razu po przyjeździe do hotelu.
- Damy radę opłacać to mieszkanie? Jednak ono trochę kosztuje.-zapytałam
- Oczywiście, że damy. Nasza pensja jest nawet wysoka, więc się nie bój.- uspokoiła mnie Wiki
- Dobra, musimy zadzwonić.- ponagliłam
Wykręciłam numer i czekałam. W słuchawce, jak na razie , słychać było tylko sygnał. Nikt nie odbierał. W końcu ktoś podniósł słuchawkę.
- Dzień dobry.- powiedział miły głos
- Dzień dobry. Dzwonię w sprawie ogłoszenia. Czy jest ono nadal aktualne?- zapytałam
- To o kupno mieszkania?
- Tak
- Owszem, jest aktualne. Czy chce pani je zakupić?
- Tak, ale nie sama. Nazywam się Patrycja Jarosz. Razem z moją znajomą, Wiktorią Koś chciałybyśmy kupić mieszkanie, zamieszczone w pani ofercie. Ile to będzie wynosić?
- Nie wiem. Chcą panie obejrzeć mieszkanie?
- Oczywiście. Kiedy mogłybyśmy przyjść?
- Myślę, że jutro byłoby najlepiej. Pojutrze wyjeżdżam na tydzień.
- Dobrze. Zatem przyjedziemy jutro.- zapewniłam
Odłożyłam słuchawkę.
- I co? Kiedy mamy się zgłosić?- pytała Wiki
- Jutro.- odparłam
Myślę, że wam się podoba :D Komentujesz -----> Motywujesz mnie :D
- Czuję, że stworzymy zgrany zespół. Kto wie, może nawet wygramy Ligę Mistrzów!- powiedziała Wiki- Mówię ci to miasto jest nam przychylne.
- Ty i ta twoja wyobraźnia...- odparłam i spojrzałam na nią z politowaniem.
- Pati musimy znaleźć jakieś mieszkanie. Nie możemy ciągle mieszkać w hotelu. W końcu chyba są jakieś wolne kwatery.
- Wątpisz w to? Przecież to Dortmund.- zauważyłam
Wsiadłyśmy do taksówki. W czasie jazdy przewertowałyśmy gazetę, a konkretnie rubrykę z ogłoszeniami. Znalazłyśmy nawet ciekawą ofertę. Postanowiłyśmy zadzwonić od razu po przyjeździe do hotelu.
- Damy radę opłacać to mieszkanie? Jednak ono trochę kosztuje.-zapytałam
- Oczywiście, że damy. Nasza pensja jest nawet wysoka, więc się nie bój.- uspokoiła mnie Wiki
- Dobra, musimy zadzwonić.- ponagliłam
Wykręciłam numer i czekałam. W słuchawce, jak na razie , słychać było tylko sygnał. Nikt nie odbierał. W końcu ktoś podniósł słuchawkę.
- Dzień dobry.- powiedział miły głos
- Dzień dobry. Dzwonię w sprawie ogłoszenia. Czy jest ono nadal aktualne?- zapytałam
- To o kupno mieszkania?
- Tak
- Owszem, jest aktualne. Czy chce pani je zakupić?
- Tak, ale nie sama. Nazywam się Patrycja Jarosz. Razem z moją znajomą, Wiktorią Koś chciałybyśmy kupić mieszkanie, zamieszczone w pani ofercie. Ile to będzie wynosić?
- Nie wiem. Chcą panie obejrzeć mieszkanie?
- Oczywiście. Kiedy mogłybyśmy przyjść?
- Myślę, że jutro byłoby najlepiej. Pojutrze wyjeżdżam na tydzień.
- Dobrze. Zatem przyjedziemy jutro.- zapewniłam
Odłożyłam słuchawkę.
- I co? Kiedy mamy się zgłosić?- pytała Wiki
- Jutro.- odparłam
Myślę, że wam się podoba :D Komentujesz -----> Motywujesz mnie :D
Rozdział 4
W Dortmundzie wylądowałyśmy po dziewiętnastej . Słońce powoli chowało się za budynkami, kiedy dojechałyśmy do hotelu, na szczęście pokoje były jeszcze wolne. Wzięłyśmy te same co wcześniej.
- Dzięki Pati. Gdyby nie ty, nie byłoby mnie tutaj.- zagadnęła Wiki.- Czuję, że spotka nas tu duże szczęście.
- Wątpię. Miasto jak miasto. Nie sądzę, żeby gdzieś tu za rogiem czyhało to szczęście.- odparłam- Jak na razie to mamy ogromnego pecha.
- Oj Pati...
Kiedy weszłam do pokoju od razu rzuciłam się na łóżko. Byłam zbyt zmęczona, żeby się rozpakować i przebrać, więc zasnęłam w ubraniu.
*********************************************************************************
Nad ranem obudziło mnie walenie w drzwi. Zwlokłam się z łóżka. Na korytarzu stała Wiki.
- Patrycja! Ty jeszcze śpisz? Przecież za czterdzieści minut mamy pierwszy trening! Chcesz się spóźnić?!- wrzasnęła od progu
- O matko! Zapomniałam nastawić budzik!- krzyknęłam i pędem pobiegłam się przebrać
- Spałaś w ubraniu?- spytała Wiki
Dopiero teraz zorientowałam się, że mam na sobie sukienkę, marynarkę i.... czerwone szpilki. "Jak ja mogłam w tym zasnąć?!" pytałam sama siebie.
Wybiegłyśmy z hotelu jak oparzone. Na szczęście taksówka już była. Dojechałyśmy na miejsce 5 minut przed rozpoczęciem treningu. W szatni czekał na nas trener.
- Witam was. Wy jesteście nowe, tak?- zapytał
Pokiwałyśmy znacząco głową.
- Widzę, że jesteście niemowami. W takim razie ja się przedstawię. Nazywam się Martin Schmidt.
- To pan jest trenerem?- spytałam
- Innego tu nie widzę.- skwitował
Zaczerwieniłam się.
- Dobra dziewczyny! Marsz na boisko. Ulrike! Pokaż dziewczynom stadion i zapoznaj z innymi zawodniczkami.- przykazał Martin i wyszedł.
Odetchnęłyśmy z ulgą. Nowy trener był potężnym, barczystym mężczyzną o krótkich czarnych włosach. Mocne rysy twarzy, piwne oczy, prosty zgryz i wyprostowana postawa- tak wyglądał niewątpliwie jak trener.
- Widzę, że trochę się go przestraszyłyście. Spokojnie, Martin to swój chłop. Jest wymagający, ale tylko na treningu. Poza stadionem to normalny facet.- zaczęła dziewczyna o imieniu Anna.
- No i poza tym jest nieprzyzwoicie przystojny.- dodała inna, Martha.
- Dziewczyny, on ma żonę i dziecko!- rzuciła Ulrike.- Cześć jestem Ulrike i jak na razie pełnię funkcję kapitana drużyny. Gram w obronie.
- Cześć!... Ja jestem Wiktoria, możecie mi mówić Wiki. Jestem napastnikiem. A to jest Pati. Ona też jest napastnikiem.
- Pati to zdrobnienie od...?- zapytała Mila, jedna z pomocniczek
- Patrycja.- wyjąkałam.
- Bardzo ładne imię.- rzekła Ulrike z uśmiechem
I jak? Dzisiaj trochę dłuższy :D Komentujesz ----> Motywujesz mnie!
- Dzięki Pati. Gdyby nie ty, nie byłoby mnie tutaj.- zagadnęła Wiki.- Czuję, że spotka nas tu duże szczęście.
- Wątpię. Miasto jak miasto. Nie sądzę, żeby gdzieś tu za rogiem czyhało to szczęście.- odparłam- Jak na razie to mamy ogromnego pecha.
- Oj Pati...
Kiedy weszłam do pokoju od razu rzuciłam się na łóżko. Byłam zbyt zmęczona, żeby się rozpakować i przebrać, więc zasnęłam w ubraniu.
*********************************************************************************
Nad ranem obudziło mnie walenie w drzwi. Zwlokłam się z łóżka. Na korytarzu stała Wiki.
- Patrycja! Ty jeszcze śpisz? Przecież za czterdzieści minut mamy pierwszy trening! Chcesz się spóźnić?!- wrzasnęła od progu
- O matko! Zapomniałam nastawić budzik!- krzyknęłam i pędem pobiegłam się przebrać
- Spałaś w ubraniu?- spytała Wiki
Dopiero teraz zorientowałam się, że mam na sobie sukienkę, marynarkę i.... czerwone szpilki. "Jak ja mogłam w tym zasnąć?!" pytałam sama siebie.
Wybiegłyśmy z hotelu jak oparzone. Na szczęście taksówka już była. Dojechałyśmy na miejsce 5 minut przed rozpoczęciem treningu. W szatni czekał na nas trener.
- Witam was. Wy jesteście nowe, tak?- zapytał
Pokiwałyśmy znacząco głową.
- Widzę, że jesteście niemowami. W takim razie ja się przedstawię. Nazywam się Martin Schmidt.
- To pan jest trenerem?- spytałam
- Innego tu nie widzę.- skwitował
Zaczerwieniłam się.
- Dobra dziewczyny! Marsz na boisko. Ulrike! Pokaż dziewczynom stadion i zapoznaj z innymi zawodniczkami.- przykazał Martin i wyszedł.
Odetchnęłyśmy z ulgą. Nowy trener był potężnym, barczystym mężczyzną o krótkich czarnych włosach. Mocne rysy twarzy, piwne oczy, prosty zgryz i wyprostowana postawa- tak wyglądał niewątpliwie jak trener.
- Widzę, że trochę się go przestraszyłyście. Spokojnie, Martin to swój chłop. Jest wymagający, ale tylko na treningu. Poza stadionem to normalny facet.- zaczęła dziewczyna o imieniu Anna.
- No i poza tym jest nieprzyzwoicie przystojny.- dodała inna, Martha.
- Dziewczyny, on ma żonę i dziecko!- rzuciła Ulrike.- Cześć jestem Ulrike i jak na razie pełnię funkcję kapitana drużyny. Gram w obronie.
- Cześć!... Ja jestem Wiktoria, możecie mi mówić Wiki. Jestem napastnikiem. A to jest Pati. Ona też jest napastnikiem.
- Pati to zdrobnienie od...?- zapytała Mila, jedna z pomocniczek
- Patrycja.- wyjąkałam.
- Bardzo ładne imię.- rzekła Ulrike z uśmiechem
I jak? Dzisiaj trochę dłuższy :D Komentujesz ----> Motywujesz mnie!
piątek, 14 czerwca 2013
Rozdział 3
W Warszawie byłyśmy o 12:30. Akurat zaczęły tworzyć się korki. Z wielkim trudem dojechałyśmy do siedziby klubu. Najwidoczniej nie było nam pisane szybkie załatwienie tego problemu. Czekałyśmy trzy godziny na to, aż prezes nas przyjmie. Zrobił to zresztą z wielką łaską. Rozmowa nie toczyła się swobodnie.
- Pewnie wie pan dlaczego tu przyjechałyśmy.- zaczęłam- Chodzi o transfer, który klub zablokował.
- Z tego co wiem, to nie pani transfer został wstrzymany, tylko pani Koś.- odburknął niegrzecznie prezes
Zagotowało się we mnie. Jakim prawem wytyka mi moje postępowanie?! Byłam wściekła, ale postanowiłam tego nie okazywać. Spojrzałam na Wiki. Nie była załamana, zła, ani nawet smutna. Na jej twarzy malował się spokój. To mnie podniosło na duchu.
- Tak, wiem, że nie chodzi tu o mnie. Jednak razem z moją znajomą chciałabym o tym porozmawiać.- powiedziałam tak spokojnie jak tylko umiałam.
- Jeżeli sprawa nie dotyczy pani, nie powinna pani tu być. To sprawa poufna.- odparł
Zacisnęłam pięści tak, że paznokcie wbiły mi się w skórę. Jednak ze zdziwieniem stwierdziłam, że ów prezes ma rację. Wyszłam z gabinetu i usiadłam w poczekalni. Przed zamknięciem drzwi ostatni raz spojrzałam na Wiktorię. Zdziwiłam się. Nie przestraszyła się. Wręcz przeciwnie. Zauważyłam, że jej ulżyło. Uśmiechnęła się, jakby chciała powiedzieć: "Nie martw się, poradzę sobie". Zaniepokojona jej zachowaniem, czekałam na korytarzu. Czekałam na korytarzu. Czekałam długo, bo półtorej godziny. Myślałam, że podczas rozmowy z gabinetu będą dochodzić dźwięki kłótni, łamanych mebli lub chociaż huk roztrzaskanej doniczki, ale myliłam się. W pokoju prezesa była cisz. Ledwo mogłam usłyszeć jakiekolwiek słowo. W końcu oboje wyszli.
- Dziękuję, panie prezesie. Borussia będzie świetnym miejscem dla mnie.- powiedziała Wiktoria wychodząc
- Mam nadzieję, że uda się pani tam zaistnieć.- odrzekł uprzejmie i uśmiechem nas pożegnał
Zamurowało mnie. Od kiedy Wiki jest w komitywie z prezesem? Nie mogłam się nadziwić. Tymczasem moja przyjaciółka podeszła do mnie i, jak gdyby nigdy nic, zagadnęła:
- To co, może pójdziemy na kawę?
- Na jaką kawę?- odpowiedziałam pytaniem na pytanie.- Czy ja dobrze widziałam? On się do ciebie uśmiechnął? I zezwolił na transfer?! Jak ty to zrobiłaś?
- Zwyczajnie. Przedstawiłam mu wszystkie "za" i "przeciw" i tyle.- odparła spokojnie Wiki
- I to wystarczyło? Niemożliwe....
- A jednak! Sama nie mogę uwierzyć w to że, za kilka godzin znów polecę do Dortmundu. Tym razem na stałe. Życie jest jednak piękne!- zachwyciła się
Ja również nie pojmowałam decyzji prezesa, ale cóż... Mogłam się z niej tylko cieszyć. Przecież Wiktoria leci za mną do Dortmundu! Ba! Będziemy grać w jednym klubie! Byłam przeszczęśliwa.
- To co z tą kawą?- ponagliła Wiki
- Znam niezłą kawiarnię, tu za rogiem.- odrzekłam i razem wyszłyśmy z budynku.
Podoba wam się? Komentujesz -----> motywujesz mnie! :D
*nazwiska są zmyślone
- Pewnie wie pan dlaczego tu przyjechałyśmy.- zaczęłam- Chodzi o transfer, który klub zablokował.
- Z tego co wiem, to nie pani transfer został wstrzymany, tylko pani Koś.- odburknął niegrzecznie prezes
Zagotowało się we mnie. Jakim prawem wytyka mi moje postępowanie?! Byłam wściekła, ale postanowiłam tego nie okazywać. Spojrzałam na Wiki. Nie była załamana, zła, ani nawet smutna. Na jej twarzy malował się spokój. To mnie podniosło na duchu.
- Tak, wiem, że nie chodzi tu o mnie. Jednak razem z moją znajomą chciałabym o tym porozmawiać.- powiedziałam tak spokojnie jak tylko umiałam.
- Jeżeli sprawa nie dotyczy pani, nie powinna pani tu być. To sprawa poufna.- odparł
Zacisnęłam pięści tak, że paznokcie wbiły mi się w skórę. Jednak ze zdziwieniem stwierdziłam, że ów prezes ma rację. Wyszłam z gabinetu i usiadłam w poczekalni. Przed zamknięciem drzwi ostatni raz spojrzałam na Wiktorię. Zdziwiłam się. Nie przestraszyła się. Wręcz przeciwnie. Zauważyłam, że jej ulżyło. Uśmiechnęła się, jakby chciała powiedzieć: "Nie martw się, poradzę sobie". Zaniepokojona jej zachowaniem, czekałam na korytarzu. Czekałam na korytarzu. Czekałam długo, bo półtorej godziny. Myślałam, że podczas rozmowy z gabinetu będą dochodzić dźwięki kłótni, łamanych mebli lub chociaż huk roztrzaskanej doniczki, ale myliłam się. W pokoju prezesa była cisz. Ledwo mogłam usłyszeć jakiekolwiek słowo. W końcu oboje wyszli.
- Dziękuję, panie prezesie. Borussia będzie świetnym miejscem dla mnie.- powiedziała Wiktoria wychodząc
- Mam nadzieję, że uda się pani tam zaistnieć.- odrzekł uprzejmie i uśmiechem nas pożegnał
Zamurowało mnie. Od kiedy Wiki jest w komitywie z prezesem? Nie mogłam się nadziwić. Tymczasem moja przyjaciółka podeszła do mnie i, jak gdyby nigdy nic, zagadnęła:
- To co, może pójdziemy na kawę?
- Na jaką kawę?- odpowiedziałam pytaniem na pytanie.- Czy ja dobrze widziałam? On się do ciebie uśmiechnął? I zezwolił na transfer?! Jak ty to zrobiłaś?
- Zwyczajnie. Przedstawiłam mu wszystkie "za" i "przeciw" i tyle.- odparła spokojnie Wiki
- I to wystarczyło? Niemożliwe....
- A jednak! Sama nie mogę uwierzyć w to że, za kilka godzin znów polecę do Dortmundu. Tym razem na stałe. Życie jest jednak piękne!- zachwyciła się
Ja również nie pojmowałam decyzji prezesa, ale cóż... Mogłam się z niej tylko cieszyć. Przecież Wiktoria leci za mną do Dortmundu! Ba! Będziemy grać w jednym klubie! Byłam przeszczęśliwa.
- To co z tą kawą?- ponagliła Wiki
- Znam niezłą kawiarnię, tu za rogiem.- odrzekłam i razem wyszłyśmy z budynku.
Podoba wam się? Komentujesz -----> motywujesz mnie! :D
*nazwiska są zmyślone
czwartek, 13 czerwca 2013
Rozdział 2
Obudziłam się wcześnie. Zegarek pokazywał za dziesięć siódmą. Leżałam i myślałam o sprawie Wiktorii. "Jak prezes mógł zrobić coś takiego? Przecież dobrze wie, jak bardzo zależy nam na tym transferze!"- pytałam sama siebie. Nie mogłam zrozumieć decyzji Spartaku. Zamęczałam się myślami, żeby tylko zasnąć, ale nie udawało mi się. Po pół godzinie rozmyślania, podniosłam się z łóżka.
-"Muszę jej pomóc. To moja przyjaciółka ona pomagała mi już tyle razy. Czas się odwdzięczyć"- pomyślałam
Szybko ubrałam się i poszłam do Wiki. Otworzyła drzwi zapłakana. Widać, że nie spała.
- Dalej martwisz się tą sprawą?- spytałam. Dopiero po chwili zorientowałam się, jak głupie było moje pytanie.
- Cóż.. Chyba muszę się zacząć pakować. Niedługo mam samolot do Warszawy. Nie chcę się spóźnić.- powiedziała Wiki i spuściła wzrok.
- Jak to? Chcesz się poddać? Nie możesz! Ten transfer to nasze marzenie, więc dlaczego odpuszczasz?!- odparłam z pretensją
- A co mam robić?!- wykrzyknęła Wiki- Mam czekać, aż klub łaskawie się zgodzi na mój transfer? Przecież to się nigdy nie stanie!
- Nie trać wiary! Załatwimy to razem! Polecę z tobą i zrobię im taki sajgon, że bez wahania zgodzą się na transfer- odkrzyknęłam i dumnie podniosłam głowę. Byłam zadowolona z siebie. Wreszcie miałam pomysł na wyjście z tej sytuacji. Pobiegłam do siebie i migiem się spakowałam Wiki była lekko zdziwiona, ale mimo to, uśmiechnęła się.
- Zniszczymy im ten budynek. Nic po nim nie zostanie.- powiedziałam, a Wiki parsknęła śmiechem i spojrzała się na mnie z politowaniem.
Zeszłyśmy do recepcji i wymeldowałyśmy się.
- Jesteś pewna, że dobrze robisz?- spytała Wiktoria
- Tak. To najlepsza decyzja jaką mogłam podjąć.- odrzekłam z uśmiecham na ustach i stukając szpilkami wyszłam z hotelu, a Wiki razem ze mną.
Mam nadzieję, że się wam podoba. Mile widziane są komentarze odnośnie rozdziałów :D
Czekam na mocną motywację :P
-"Muszę jej pomóc. To moja przyjaciółka ona pomagała mi już tyle razy. Czas się odwdzięczyć"- pomyślałam
Szybko ubrałam się i poszłam do Wiki. Otworzyła drzwi zapłakana. Widać, że nie spała.
- Dalej martwisz się tą sprawą?- spytałam. Dopiero po chwili zorientowałam się, jak głupie było moje pytanie.
- Cóż.. Chyba muszę się zacząć pakować. Niedługo mam samolot do Warszawy. Nie chcę się spóźnić.- powiedziała Wiki i spuściła wzrok.
- Jak to? Chcesz się poddać? Nie możesz! Ten transfer to nasze marzenie, więc dlaczego odpuszczasz?!- odparłam z pretensją
- A co mam robić?!- wykrzyknęła Wiki- Mam czekać, aż klub łaskawie się zgodzi na mój transfer? Przecież to się nigdy nie stanie!
- Nie trać wiary! Załatwimy to razem! Polecę z tobą i zrobię im taki sajgon, że bez wahania zgodzą się na transfer- odkrzyknęłam i dumnie podniosłam głowę. Byłam zadowolona z siebie. Wreszcie miałam pomysł na wyjście z tej sytuacji. Pobiegłam do siebie i migiem się spakowałam Wiki była lekko zdziwiona, ale mimo to, uśmiechnęła się.
- Zniszczymy im ten budynek. Nic po nim nie zostanie.- powiedziałam, a Wiki parsknęła śmiechem i spojrzała się na mnie z politowaniem.
Zeszłyśmy do recepcji i wymeldowałyśmy się.
- Jesteś pewna, że dobrze robisz?- spytała Wiktoria
- Tak. To najlepsza decyzja jaką mogłam podjąć.- odrzekłam z uśmiecham na ustach i stukając szpilkami wyszłam z hotelu, a Wiki razem ze mną.
Mam nadzieję, że się wam podoba. Mile widziane są komentarze odnośnie rozdziałów :D
Czekam na mocną motywację :P
Rozdział 1
Dwa dni po zakończeniu roku poleciałyśmy z Wiktorią do Dortmundu. Miasto było przepiękne! Najbardziej rzucił nam się w oczy stadion. Ogromny, czarno-żółty Signal Iduna Park. Byłyśmy wniebowzięte.
Zameldowałyśmy się w hotelu. Nasze pokoje były tuż obok siebie. Z okien roztaczał się widok na cały Dortmund.
- To jest raj na Ziemi.- powiedziałam sama do siebie i szeroko się uśmiechnęłam.
Nagle usłyszałam pukanie. Za drzwiami stała Wiki. Była mocno poruszona.
- Co się stało, Wiki? Czemu jesteś taka roztrzęsiona?- Zapytałam z niepokojem.
- Pati-zaczęła-stało się coś okropnego.
- Co takiego? Mów!- ponagliłam
- No więc.. Gdy dojechałyśmy do hotelu i rozeszłyśmy się do swoich pokoi postanowiłam zadzwonić do zarządu klubu i zapytać się o moje dokumenty. Odebrała sekretarka. Przedstawiłam jej swoją sytuację łamanym niemieckim, a ona bez słowa połączyła mnie z dyrektorem. I wiesz co się okazało? Że moich papierów wcale nie ma! Spartak ich nie wysłał, bo nie chce doprowadzić do transferu! A bez dokumentów nie mogę grać!
Stanęłam jak wryta. Od zawsze wiedziałam, że władze klubu nie były przychylne naszemu transferowi. Ale nie dopuszczałam do siebie myśli, że mogą zablokować przenosiny.
Starałam się coś wymyślić, ale nic mi nie przychodziło do głowy. Dopiero teraz zauważyłam, że rozmawiamy w drzwiach, więc wpuściłam Wiki do środka.
- Co ja teraz zrobię? Chyba będę musiała wrócić do Warszawy.- powiedziała załamana Wiki i gorzko zapłakała
- Nie martw się. Nie będziesz musiała nigdzie wracać. coś na to poradzę.- odparłam stanowczo i objęłam moją przyjaciółkę
- Ale co?- zapytała Wiki
- Nie mam bladego pojęcia, ale nie zostawię tak tej sprawy.- odrzekłam
I jak? Podoba wam się? Proszę o komentarze :D (jutro pojawi się kolejny rozdział)
Zameldowałyśmy się w hotelu. Nasze pokoje były tuż obok siebie. Z okien roztaczał się widok na cały Dortmund.
- To jest raj na Ziemi.- powiedziałam sama do siebie i szeroko się uśmiechnęłam.
Nagle usłyszałam pukanie. Za drzwiami stała Wiki. Była mocno poruszona.
- Co się stało, Wiki? Czemu jesteś taka roztrzęsiona?- Zapytałam z niepokojem.
- Pati-zaczęła-stało się coś okropnego.
- Co takiego? Mów!- ponagliłam
- No więc.. Gdy dojechałyśmy do hotelu i rozeszłyśmy się do swoich pokoi postanowiłam zadzwonić do zarządu klubu i zapytać się o moje dokumenty. Odebrała sekretarka. Przedstawiłam jej swoją sytuację łamanym niemieckim, a ona bez słowa połączyła mnie z dyrektorem. I wiesz co się okazało? Że moich papierów wcale nie ma! Spartak ich nie wysłał, bo nie chce doprowadzić do transferu! A bez dokumentów nie mogę grać!
Stanęłam jak wryta. Od zawsze wiedziałam, że władze klubu nie były przychylne naszemu transferowi. Ale nie dopuszczałam do siebie myśli, że mogą zablokować przenosiny.
Starałam się coś wymyślić, ale nic mi nie przychodziło do głowy. Dopiero teraz zauważyłam, że rozmawiamy w drzwiach, więc wpuściłam Wiki do środka.
- Co ja teraz zrobię? Chyba będę musiała wrócić do Warszawy.- powiedziała załamana Wiki i gorzko zapłakała
- Nie martw się. Nie będziesz musiała nigdzie wracać. coś na to poradzę.- odparłam stanowczo i objęłam moją przyjaciółkę
- Ale co?- zapytała Wiki
- Nie mam bladego pojęcia, ale nie zostawię tak tej sprawy.- odrzekłam
I jak? Podoba wam się? Proszę o komentarze :D (jutro pojawi się kolejny rozdział)
*PROLOG*
Wakacje to najlepsza rzecz, jaka może spotkać studenta po 10 miesiącach szkolnej gehenny. Zwłaszcza, że z końcem roku wiąże się koniec studiów. Absolwenci mają więc dużo czasu na świętowanie.
Kilka dni przed końcem roku razem z Wiktorią dostałyśmy propozycję gry w dortmundzkim klubie piłkarskim. Tak, tak. Dobrze przeczytaliście. Ja i Wiki pasjonujemy się piłką nożną. Od dziecka naszym bogiem jest okrągły przedmiot oszyty skórą. Obie gramy na pozycji napastnika. Przenosiny do Dortmundu mogą nam wiele dać. Zwłaszcza, że zbliżają się upragnione wakacje i wszystko może się zdarzyć.
Oto prolog. Komentujesz ----> motywujesz mnie! :D
Kilka dni przed końcem roku razem z Wiktorią dostałyśmy propozycję gry w dortmundzkim klubie piłkarskim. Tak, tak. Dobrze przeczytaliście. Ja i Wiki pasjonujemy się piłką nożną. Od dziecka naszym bogiem jest okrągły przedmiot oszyty skórą. Obie gramy na pozycji napastnika. Przenosiny do Dortmundu mogą nam wiele dać. Zwłaszcza, że zbliżają się upragnione wakacje i wszystko może się zdarzyć.
Oto prolog. Komentujesz ----> motywujesz mnie! :D
Bohaterowie
Angelika - Ma 21 lat. Jest nauczycielką tańca. Kuzynka Patrycji.
Patrycja - Ma 25 lat. Jest absolwentką szkoły budowlanej. Zawodniczka dortmundzkiego klubu piłkarskiego. Zakochuje się w Łukaszu.
Wiktoria - Ma 25 lat. Jest absolwentką szkoły budowlanej, a zarazem zawodniczką dortmundzkiego klubu piłkarskiego. Przyjaciółka Patrycji.
Łukasz - Ma 28 lat. Jest prawym obrońcą Borussi. Zakochuje się w Patrycji i walczy o jej względy z Marco.
Marco - Ma 21 lat. Jest pomocnikiem w Borussi Dortmund. Jego przyjacielem jest Mario. Zakochuje się w Patrycji i walczy o jej serce z Łukaszem.
Robert - Ma 25 lat. Gra na pozycji napastnika w Borussi, myśli o zmianie klubu. Skrycie kocha się w Wiktorii.
Jakub - Ma 28 lat. Zakochuje się w Wiktorii od pierwszego wejrzenia. Jest pomocnikiem w Borussi.
Mario - Ma 21 lat. Odchodzi z Borussi Dortmund do Bayernu Monachium. Zakochuje się w Angelice.
Witam was serdecznie! Mam nadzieję, że ta opowieść wam się spodoba. Proszę was o komentarze, które jak zapewne wiecie bardzo motywują. Zapraszam was do czytania.
Subskrybuj:
Posty (Atom)