Zaczęła się druga połowa. Wyszłyśmy na boisko smutne, ale zmotywowane. Wiedziałyśmy co mamy robić.
Martha dostała piłkę. Ominęła dwie zawodniczki i podała do Anny, która niestety, była na spalonym. Bawarki przejęły piłkę. Jedna z nich biegła już w stronę bramki. Zdecydowałam się odebrać jej piłkę, więc cofnęłam się i podcięłam ją. Za to sędzia odgwizdał rzut wolny i wręczył mi żółtą kartkę. Spojrzałam na trenera. Był wściekły.
- "Nie zawiodę cię, trenerze. Jeszcze ci pokażę!"- rzekłam w duchu
Na nasze szczęście, piłka uderzona na bramkę, odbiła się od poprzeczki i.... wpadła wprost pod moje nogi. Postanowiłam zrobić z tego użytek. Ominęłam więc zgrabnie dwie obrończynie i zostałam sam na sam z bramkarzem.
- "Teraz się uda!"- krzyknęłam w myślach
Posłałam piłkę nad bramkarzem i zamarłam. Leciała ona wprost w słupek. Z trybun dało się słyszeć jęk zawodu...
- "To koniec..."
Wtem! Piłka obniżyła lot i wpadła wprost do bramki! W 50 minucie remisowałyśmy 1:1! Radości nie było końca. Kibice szaleli, a mi serce waliło jak młotem. Dziewczyny rzuciły się na mnie, wyjąc ze szczęścia.
- Dobra, dziewczyny! Mamy 40 minut na rozbicie Bayernu!- zakrzyknęłam motywująco
Monachijki zorganizowały kontrę, ale tym razem nie potrafiły rozbić naszej obrony.
Szybko przejęłyśmy piłkę i zaatakowałyśmy. Przeciwniczki były nieporadne jak dzieci. Grały bez ładu i składu. Wykorzystałam to i uderzyłam na bramkę. Piłka odbiła się od bramkarza, ale w tym momencie Wiki podbiegła i strzeliła gola z woleja! Oszalałyśmy ze szczęścia. Starałam się spojrzeć na trenera, ale dziewczyny mnie zasłoniły. W końcu udało mi się dostrzec wyjącego z radości Martina. Skakał i bił brawo. Do końca spotkania zostało 7 minut. Zegar pokazywał 2:1. To zmobilizowało cały Bayern. Przeciwniczki starały się uszczknąć choć jednego gola, wyprowadzić choćby jedną sytuację, lecz to na nic. Zdecydowały się więc na ostrą zagrywkę.
Zawodniczka z numerem 8 na koszulce podstawiła mi haka, przez co przewróciłam się. Sędzia niestety tego nie zauważył i gra toczyła się dalej. Szybko podniosłam się i spojrzałam na Wiki i inne dziewczyny. Na ich twarzach malowało się zmęczenie i ból. Krople potu spływały im po całej twarzy. Wiedziałam, że muszę coś zrobić, żeby nie doprowadzić do remisu.
Do meczu doliczono 3 minuty. Przejęłyśmy piłkę. Martha przedarła się przez trzy obrończynie i podała do pędzącej tuż przy linii bocznej Anny. Ta sprytnie ominęła monachijkę i wystrzeliła jak z procy ku polu karnym. Tam dobiegła już Wiki. Anna dośrodkowała więc do niej i już po chwili dane nam było cieszyć się z trzeciego gola! W tym momencie sędzia zakończył mecz, a trybuny wybuchły głośnym "Borussia!"
Do szatni zeszłyśmy ze śpiewem na ustach. Trener już tam czekał. Uspokoiłyśmy się na jego widok. Miał surowe spojrzenie. Widać było, że chce coś ważnego powiedzieć. Nagle jego twarz rozpromieniała i uśmiechnął się. Po chwili wypalił krótko:
- Dobra robot, dziewczęta! Zasługujecie na brawa!.
I wyszedł z szatni. Zdziwione, ale szczęśliwe przebrałyśmy się i wróciłyśmy do hotelu. Potem udałyśmy się na zasłużoną balangę, która trwała do rana.
I jak? Mecz się podobał? Już jutro pojawi się kolejny rozdział :D
Komentujesz -----> Motywujesz mnie do dalszej pracy!!! :D
Ciekawe opowiadanie;)
OdpowiedzUsuńU mnie ostatni rozdział przed epilogiem: www.przemoknietesercaa.blogspot.com
Pozdrawiam, Joan.
Świetny opis meczu :) Super, że już jutro dodasz kolejny.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ;)
Nadrobię wszystko niebawem-obiecuję :)
OdpowiedzUsuńA tymczasem zapraszam na kolejny wpis na www.przeszlosc-nie-zniknie.blogspot.com
Między Zuzą, a Dominikiem dochodzi do zbliżenia? Jak na to zareaguje sama ona? Zapraszam!
Całuję, camilla. ;*
gdzie jest Łukasz?On powinnien być blisko swojej WOMEN a nie w Dortmundzie siedzi na dupie.Mecz zajebisty kurde myślałam że będzie 5-0 ale i tak dobrze.
OdpowiedzUsuń