czwartek, 25 lipca 2013

Rozdział 37

 - Chodź szybciej, bo samolot ci ucieknie! - wrzasnęłam tak głośno, że usłyszało mnie chyba całe lotnisko

- Idę! Nie widzisz, że mam dużo bagaży?! - zawołała z pretensją Wiki

   Łukasz podbiegł do niej i ściagnął z jej pleców ogromny plecak. Ja pociągnęłam za sobą walizkę. Biegliśmy przez lotnisko jak głupi. Zegar wskazywał datę 2 sierpnia i godzinę 11.23. W końcu udało nam się dostać do bramki,

- Mają państwo szczęście. Samolot zaraz odlatuje - rzekła uśmiechnięta stewardessa i sprawdziła bilet

- Obiecaj mi, że będziesz pisać! - powiedziałam chamując łzy

- Obiecuję! Będę pisać, dzwonić i Bóg wie, co jeszcze! - odparła i mocno mnie uścisnęła

- Dziewczyny, spokojnie! Londyn to nie koniec świata! - zaśmiał się Łukasz i objął nas ramionami

   Wtedy, ku naszemu zdziwieniu, podbiegł do nas Kuba.

- Ufff, całe szczęście, że zdążyłem! - zawołał zdyszany

- Ale .. co ty tu robisz? Przecież miałeś być u rodziców - zdziwiła się Wiki

- Myślisz, że wypuściłbym cię bez pożegnania? - odparł z uśmiechem

   Padli sobie w ramiona i wycałowali się po wsze czasy.

- Kochani, nie chcę wam przerywać, ale jest 11.24! Za sześć minut odlatuje samolot, a Wiki nie jest jeszcze na pokładzie! - przerwałam

- Dobrze, już dobrze! Nie myślałam, że własna przyjaciółka będzie chciała się mnie pozbyć! - zażartowała Wiki - Muszę już iść. Trzymajcie się ciepło!

   Pociągając walizkę i niosąc olbrzymi plecak, Wiki zniknęła w korytarzu prowadzącym na pokład maszyny. Mimowolnie po policzku spłynęły mi łzy.

- Nie płacz, będziemy się odwiedzać - pocieszał mnie Łukasz

   Wtuliłam się w niego i rozpłakałam się na dobre, a on powoli gładził moje włosy. Staliśmy tak i oglądaliśmy ruszający samolot.

- Czuję się, jakby ktoś wyrwał mi serce ... - rzekłam cicho i znów zapłakałam

**************************************************************************************************************************

   Po wyjeździe Wiki, czas leciał mi bardzo szybko. W kalendarzu dni mijały nieubłaganie. Najpierw wrzesień, później październik i listopad. Wkońcu nad Dortmund nadciągnęła zima. Śnieg padał dniami i nocami, wiatr zacinał nieludzko, a słońce obraziło się chyba na cały świat, bo coraz rzadziej wychodziło i dawało coraz mniej ciepła. Ludzie poubierani w płaszcze i kurtki błąkali się po ulicach. Jedni śpieszyli się do pracy, drudzy ciągnęli kilkuletnie dziecko za rączkę do przedszkola, a jeszcze inni wyprowadzali psy na spacer. Całość okraszona była dużą dawką melancholii...

   Pewnego wyjątkowo słonecznego dnia, w kieszeni wesoło zawibrował mi telefon. Na porysowanym ekranie wyświetlił się obcy numer. Zmęczona treningiem, odebrałam

- Tak? - rzekłam na wpół przytomna

Mi dispiace, pani Patrycja Jarosz? - zapytał łamanym niemieckim niski, męski głos - Czy moglibyśmy porozmawiać?

- Tak, oczywiście, ale o co chodzi? - odparłam zdziwiona

- Otóż, na wstępie, chciałbym pani pogratulować serdecznie udanego poprzedniego sezonu. Mecz o Mistrzostwo Niemiec był genialny w pani wykonaniu, no po prostu molto! - poinformował

- Dziękuję, ale może mi pan powiedzieć kim pan jest i w jakiej sprawie pan do mnie telefonuje? - spytałam wciąż zaskoczona telefonem

AhGap me! Proszę mi wybaczyć! Nazywam się Francesco Crudo, jestem prezesem A.C.F Milan, żeńskiej, sekcji A.C Milanu występującego w Serie A. Chciałbym zaproponować pani występy w barwach naszej drużyny. Sądzę, że jest pani ottimo giocatore.

- To znaczy? - zapytałam, uświadamiając sobie, że kompletnie nic nie rozumiem

- Wyśmienitym zawodnikiem - zaśmiał się - Myślę, że nadaje się pani do naszego klubu. Ma pani ogromne predyspozycje. Co ja mówię! Pani ma talent! Uważam, że jest pani wyjątkowa, uno di un genere!

   Zamurowało mnie. Dopiero co rozpoczęłam kolejny sezon w Borussii, a tu propozycja transferu! Sądziłam, że takie szczęście ma tylko Wiki. Widocznie jednak ktoś uznał, że marnuję się tutaj i postanowił zadzwonić. Byłam tym faktem bardzo zaskoczona.

- Halo? Jest tam pani? - zawołał Włoch

- Tak, jestem. Zamyśliłam się - odparłam po chwili -  Mam tylko jedno pytanie. Czy pan nie powinien dzwonić w tej sprawie do prezesa mojego klubu?

- Owszem, madame, powienienem. Nawet już to zrobiłem. Klub zdecyduje się na transfer, jeżeli pani wyrazi na niego zgodę. Tak więc, wszystko w pani rękach - poinformował

- No cóż... Skoro tak pan mówi.. Muszę się zastanowić. Oddzwonię do pana ... za tydzień - rzekłam

Oh no! Tydzień to za długo! Najdalej w piątek muszę znać pani decyzję! - zdenerwował się

- Piątek?! - wykrzyknęłam do słuchawki - Przecież to za dwa dni! To zdecydowanie za mało czasu! Muszę rozważyć wszystkie plusy i minusy, muszę porozmawiać z moim menedżerem!

- To proszę już zacząć, żeby do piątku zdążyć. Il tempo è denaro! - poradził i rozłączył się

   Wstrząśnięta tą mieszanką trzech języków, padłam na kanapę i zaczęłam zastanawiać się nad całą sprawą. Przyjąć tą ofertę czy nie? Przenieść się do Serie A, czy może zostać w Bundeslidze? Tą sprawę musiałam obgadać z jedną osobą. Wzięłam telefon i wykręciłam numer. Po chwili w słuchawce odezwał się wesoły kobiecy głos.

- Cześć, Pati! Cieszę się, że dzwonisz! - zawołał

- Słuchaj, Wiki. Mam ważną sprawę. Musisz mi pomóc - rzekłam stanowczo, chyba nawet zbyt stanowczo, bo Wiki przestraszyła się

- Co się stało? - zawołała

   Powoli opisałam jej sytuację sprzed kilku minut. Mówiłam o wszystkim: o prezesie, o jego dziwnym niemieckim, o jego włoskich wstawkach, o propozycji, o naszej dyskusji ... Wiki słuchała tego ze spokojem.

- No i co o tym myślisz? - zapytałam po skończeniu opowieści

- Myślę, że powinnaś przyjąć tą ofertę - odparła po chwili ciszy

- Naprawdę? - zdziwiłam się

- Jak najbardziej. Przenosiny dobrze ci zrobią. Poznasz nowych ludzi, nowe sposoby na trening, zmienisz środowisko. No i nauczysz się w końcu włoskiego! - zakpiła, po czym zaśmiałyśmy się obie

- Myślisz, że sobie poradzę? - zapytałam, gdy skończyłyśmy się śmiać

- Oczywiście! Jesteś zdolna, silna psychicznie, wysportowana ... Jesteś wyśmienitym zawodnikiem - odparła mi na to

- Ten prezes też tak powiedział - zauważyłam

- No widzisz! On jest taki jak ja! Zawsze ma rację!


Powoli szykujcie się na epilog... Mam nadzieję, że ten rozdział się wam spodobał :D
Czekam na 7 komentarzy :D (wtedy pojawi się kolejny)

7 komentarzy:

  1. Rozdział super!
    Ciekawe jak na ten transfer zareaguje Łukasz
    Pozdrawiam ;*

    OdpowiedzUsuń
  2. Super rozdział :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Rozdział genialny :D Szkoda tylko, że już zaraz będzie koniec...

    OdpowiedzUsuń
  4. Rozdział fajny, jak zwykle :D Tylko właśnie szkoda, że już kończysz.. Mam nadzieję, że założysz jeszcze niejednego bloga :D
    Pozdrawiam :**

    OdpowiedzUsuń
  5. Świetny rozdział.
    Ciekawe co Pati postanowi z tym transferem.
    Szkoda, że kończysz. Ale mam nadzieję że założysz jeszcze niejednego bloga. Oczywiście będe czytać.; )
    Pozdrawiam.; **

    OdpowiedzUsuń
  6. Dawaj kolejny!

    OdpowiedzUsuń